Archiwum lipiec 2023, strona 1


lip 27 2023 Rozdział 11
Komentarze: 0

Po raz kolejny czytała otrzymanego esemesa.
Maciek: Madziu. Zarezerwowałem stolik we francuskim bistro na Jaworowej. Mam nadzieję, że ci pasuje. Widzimy się w sobotę o osiemnastej.
Magda: Świetny wybór. Mogę mieć prośbę do ciebie?
Maciek: Oczywiście. Jaką?
Magda: Nie nazywaj mnie, proszę, Madzią. Jakoś nie lubię tego zdrobnienia.
Maciek: Nie ma problemu. Obiecuję się poprawić.
Magda: Cudownie. W takim razie do zobaczenia w sobotę.
Maciek: Do zobaczenia Magdo. Nie mogę się doczekać.
Nie odpisała nic więcej bo nie wiedziała co mogłaby napisać aby zabrzmiało naturalnie i nie zdradziła się ze swoimi uczuciami. Samej przed sobą było jej ciężko się przyznać, że sympatyczny doktor stomatolog coraz częściej zaprzątał jej myśli.
- Denerwujesz się? - Kamila przyszła tak, jak obiecała, w sobotnie popołudnie i nie prosząc o pozwolenie otworzyła szafę z rzeczami Magdy, a teraz stała przed szeroko otwartymi drzwiami garderoby i przerzucała wieszaki.
- Trochę – przyznała szczerze – sama nie wiem czy to dobry pomysł.
- Magda nie denerwuj mnie. Na wyjeździe widać było, że dobrze się razem bawicie. Daj sobie szansę. Może wyjdzie z tego coś fajnego. A jeśli nie, to przynajmniej dobrze się zabawisz.
Lustrowała przyjaciółkę wzrokiem, usta składała w dziubek i kręcąc głową przykładała do Magdy sukienki, swetry i tuniki. Magda nie miała wielu ubrań. Wyznawała zasadę minimalizmu. Lubiła mieć kilka podstawowych rzeczy i łączyć je w zestawy w zależności od okazji. Dobranie odpowiedniego do okoliczności stroju ułatwiała podobna kolorystyka. Magda najlepiej czuła się w czerni, granacie i butelkowej zieleni. Lubiła też kolor fuksji, ale ten był zarezerwowany dla sportowych ubrań. Tego dnia chciała czuć się swobodnie, ale jednocześnie elegancko. Kamila upiła łyk bezalkoholowego, czerwonego, wina, którego nalała sobie kiedy Magda była w łazience. Przyjechała samochodem, była wdzięczna zapobiegliwości koleżanki, która zawsze miała przygotowaną butelkę bezalkoholowego trunku właśnie na wypadek odwiedzin zmotoryzowanych przyjaciół. Kiedy owinięta w ręcznik Magda wyszła z łazienki Kamila podała jej czarne, wąskie spodnie i granatowy sweter o kroju nietoperza z dekoltem w szpic, który odsłaniał smukłą szyję dziewczyny.
- Musisz wyglądać tak, żeby doktorek od razu chciał mieć z tobą dzieci – powiedziała oceniając wygląd Magdy, która na te słowa zakrztusiła się kawą – zaraz cię umaluję i będziesz gotowa królowo.
- Tylko nie przesadzaj Kama, proszę cię – jęknęła Magda siadając na krześle. Zamknęła oczy, wystawiając twarz w stronę przyjaciółki
- Znasz mnie przecież Magda. Jestem szalona, ale bez przesady. A poza tym pan doktorek wygląda na kogoś, kto marzy o rodzinie i dzieciach. Nie mów, że tego nie zauważyłaś.
- Nie, jakoś się nad tym nie zastanawiałam – przyznała Magda szczerze, patrząc na białe płatki śniegu wirujące za oknem
- Słuchaj, ja i Patryk świadomie zdecydowaliśmy się na życie bez dzieci. Rodzicielstwo to nie dla nas, zresztą wiesz. Rozmawiałyśmy przecież o tym nie raz. Ale to nie znaczy, że nie wyczuwam w innych takich wibracji. Doktorek wygląda na fajnego faceta, nie uciekaj Magda. Nie broń się. Tylko to mi obiecaj. A co ma być, to będzie, okej? Wiesz, że ja zawsze jestem po twojej stronie i trzymam za ciebie kciuki?
- Wiem, Kama wiem – Magda uściskała przyjaciółkę
- Bardzo bym chciała żebyś była w końcu szczęśliwa – wyszeptała Kamila – No, jesteś gotowa – schowała swoje pędzle do kosmetyczki - załóż jeszcze te duże kolczyki i możesz pędzić na spotkanie z przeznaczeniem. Wiesz co - powiedziała po chwili zastanowienia – podwiozę cię na miejsce. Boję się, że uciekniesz. – mrugnęła do przyjaciółki.
Kamila zatrzymała samochód tuż przy znaku zakazującego parkowania, uściskała przyjaciółkę, pokazała jej swoje zaciśnięte kciuki, posłała całusa i odjechała. Z bijącym sercem, na drżących nogach, Magda podeszła do drzwi niewielkiej, francuskiej restauracji. Miejsce, które wybrał Maciek na ich spotkanie było dość kameralne, a kuchnia miała opinię pysznej dlatego cieszyło się dużą popularnością. Bez rezerwacji ciężko było znaleźć tu wolny stolik. Dodatkową atrakcją był niewielki, oddzielony od reszty sali, parkiet, na którym można było potańczyć w rytm, nie tylko francuskich, ale zazwyczaj spokojnych, przebojów. Kiedy pchnęła drzwi, zadzwonił powieszony nad nimi dzwoneczek. Magda miała wrażenie, że oczy wszystkich gości skierowały się na nią. Nie lubiła tego i zawsze, w takich sytuacjach, czuła się speszona. Z głośników dobiegał spokojny głos Patricii Kaas, roznosił się apetyczny zapach karmelizowanej, czerwonej, cebuli, rozmarynu, jabłek i cynamonu. Magda rozejrzała się w poszukiwaniu Maćka.
- Cześć– usłyszała za sobą niski, cichy głos, na biodrze poczuła dużą, męską dłoń. Owionął ją ciepły zapach perfum - cieszę się, że przyszłaś.
Odwróciła się i dech jej na moment zaparło. Już podczas sylwestrowego wyjazdu, w sportowym, niezobowiązującym wydaniu, Maciek zrobił na niej duże wrażenie. Wtedy przypominał niegrzecznego chłopca. Tym razem wyglądał jak celebryta z okładek kolorowych czasopism. Dwudniowy zarost, gęste włosy zaczesane na bok aż się prosiły aby zanurzyć w nich dłonie. Na szczęście nie użył dużej ilości pasty czy żelu do włosów – tego w mężczyznach szczerze nie znosiła. Magda nie uwierzyłaby gdyby powiedziałby jej, że nie wie jakie wrażenie robi na kobietach. Musiał sobie z tego zdawać sprawę. Na randkę z Magdą wybrał ciemno granatowe jeansy, niebieską koszulę i czarną, sportową marynarkę. Górne guziki koszuli zostawił rozpięte przez co nadawał stylizacji niezobowiązującego wyrazu. Spod mankietów koszuli wystawały drewniane bransoletki, na które Magda już wcześniej zwróciła uwagę. Piżmowy zapach jego perfum spowodował, że po plecach przebiegł jej dreszcz. Maciek cmoknął ją w policzek i poprowadził do stolika.
Z krótkiej karty wybrali dania. Kelner rozlał do kieliszków wino, które już wcześniej wybrał Maciek. Dobrze im się siedziało w cieple rattanowych lamp, rozmawiali o ulubionych filmach, przeczytanych książkach, wspominali niedawny wyjazd do Przesieki. Maciek zdążył przeczytać tom, który miał na wyjeździe, mogli z Magdą porównać wrażenia. Dopili wino i postanowili przenieść się do klubu z bardziej taneczną muzyką. W modnym ostatnio klubie Labirynt zajęli dwa miejsca przy barze i zamówili kolorowe drinki. W środku było gorąco i duszno, tuż przy podłodze snuł się dyskotekowy dym. Maciek marynarkę odwiesił na oparcie krzesła, rękawy koszuli podwinął do wysokości łokci odsłaniając wytatuowaną rękę. Magda pozbyła się swojego swetra zostając tylko w czarnym topie na ramiączkach. Włosy związała w wysoki kucyk na czubku głowy. Czuła się rozluźniona. Porywająca muzyka i czujący rytm partner dbający o jej dobre samopoczucie to było dokładnie to, czego w tym momencie potrzebowała do dobrej zabawy. Wyglądało na to, że jej towarzysz też się dobrze bawi. Głównie tańczyli, od czasu do czasu siadając przy barze dla zaczerpnięcia tchu. Wraz z kolejnymi, wypijanymi drinkami coraz bardziej otwierali się na siebie. Taniec stawał się bardziej zmysłowy. Przy utworze Khalida Better zarzucił sobie ręce dziewczyny na szyję, objął ją w talii, przyciągnął mocniej do siebie i płynnie prowadził po parkiecie. W wolnym, soulowym rytmie ich ciała po raz pierwszy zetknęły się tak bardzo. Dla postronnych osób wyglądali jak para, która w sobotni wieczór wyszła do klubu potańczyć. Mało kto uwierzyłby, że to ich pierwsza oficjalna randka. Przy Despacito w wersji bachaty Magda podniosła wzrok i napotkała wpatrujące się w nią, roześmiane oczy mężczyzny. Wypity alkohol spowodował, że otwierali się na siebie tańcem coraz śmielej wyrażając swoje emocje. Kiedy zmęczeni, usiedli na chwilę patrzył jak Magda przez słomkę sączy niebieski napój i bawi się końcówką kucyka. Nachylił się i jednym ruchem zdjął jej z włosów czarną gumkę sprawiając, że rozsypały się w nieładzie. Dziewczyna zmieszała się i nerwowo przeczesała włosy ręką.
- Tak lepiej – powiedział cicho Maciek do ucha Magdy delikatnie muskając ustami jej policzek
Było po drugiej w nocy, kiedy wysiedli z taksówki pod blokiem Magdy i Maciek odprowadził ją pod drzwi. Nastąpiła krótka chwila skrępowanej ciszy. W ciemnym, pełnym ludzi klubie, łatwiej było zbliżyć się do siebie. Zmysłowy taniec ułatwiała gorąca atmosfera i drinki buzujące w żyłach. Otrzeźwieni powietrzem styczniowej nocy patrzyli na siebie bez słowa jakby zawstydzeni niedawną jeszcze śmiałością.
- To co? Mam nadzieję, że to wkrótce powtórzymy – pierwszy odezwał się mężczyzna
- Z przyjemnością – szczerze odpowiedziała Magda patrząc mu w oczy
- Cieszę się. To był naprawdę udany wieczór. – delikatnie przytulił Magdę i cmoknął ją w policzek.
Dziewczyna oddała mu uścisk. Kiedy Magda zniknęła za drzwiami klatki schodowej wsiadł do czekającej taksówki i pojechał na swoje osiedle. Wszedł do pustego, ciemnego mieszkania. Odkładając koszulę do kosza na pranie wyczuł na materiale delikatną woń perfum Magdy. Ich zapach musiał przejść na niego podczas tańca. Zwłaszcza podczas zmysłowej bachaty. Uśmiechnął się do siebie na to wspomnienie. Ubrany w spodnie od dresu i domową koszulkę nalał sobie do szklaneczki trochę whisky i usiadł przy kuchennym półwyspie. Wspominał spotkanie z Magdą. Kiedy weszła do restauracji miał wrażenie, że wszyscy goście zniknęli, widział tylko ją. Serce mocniej mu wtedy zabiło. Czarne, skórzane spodnie, do tego granatowy sweter podkreślający dokładnie to, co powinien. Czarne włosy luźno związała, pozwalając pojedynczym kosmykom opadać na ramiona. Miał ochotę chwycić jeden z nich, pobawić się nim nakręcając na palec i poczuć jego miękkość. Zdawał sobie jednak sprawę, że na taką pieszczotę chyba było jeszcze zbyt wcześnie. Kiedy po kolacji poszli do klubu potańczyć zdobył się tylko na uwolnienie jej ciasno związanych gumką włosów. Podobało mu się jak Magda przeczesuje je rękami, przekłada z jednej strony na drugą. Nie było w tym żadnej kokieterii, ten ruch był naturalny i wydawało się, że robi to bezwiednie. Przez większość czasu miał wrażenie, że spojrzenia innych mężczyzn skupiają się na jego partnerce. Poczuł ukłucie zazdrości, które jednak szybko zostało wyparte przez dumę, że to właśnie on towarzyszy tej niesamowitej dziewczynie. Nie pamiętał kiedy ostatnio bawił i czuł się tak dobrze.

matylda_glowacka : :
lip 26 2023 Rozdział 10
Komentarze: 0

- Maciek, poznajcie się proszę – Tomasz załapał go zaraz po tym, jak następnego dnia po powrocie przekroczył próg kliniki – to Justyna Kubicka, nasza nowa praktykantka – a to Maciej, twój drugi szef. Razem prowadzimy ten przybytek – uśmiechnął się do dziewczyny
- Cześć – Maciek podał rękę młodej, jasnowłosej kobiecie – na którym roku jesteś?
- Na czwartym.
- Witaj na pokładzie. Mam nadzieję, że postarasz się wynieść ze stażu u nas jak najwięcej. Powodzenia – po tych słowach skierował się do pokoju dla pracowników.
Tomasz poprowadził dziewczynę do gabinetów i po kolei przedstawiał wszystkim specjalistom, którzy po noworocznej przerwie stawili się w pracy.
Maciek był tak zaaferowany wyjazdem, poznaną podczas tych kilku dni dziewczyną, że nie zwrócił uwagi na to, że przedstawiona mu przed chwilą Justyna spłoniła się na jego widok wyraźnym rumieńcem, a jej ręce zaczęły nagle drżeć i pocić się. W tej chwili myślał tylko o tym, aby Magda zadzwoniła. Decyzję co do ich kolejnego spotkania zostawił w jej rękach. Miał nadzieję, że ona też się dobrze bawiła na wyjeździe i będzie miała ochotę na kontynuowanie znajomości.
Kolejne dni mijały jeden za drugim. Czas odmierzany przez pracę, sporadyczne wizyty pacjentów w przychodni. Magda wynajdowała sobie coraz więcej zajęć. Jakby próbowała pozbyć się natrętnych myśli. Wciąż zastanawiała się czy powinna zadzwonić do Maćka. Kilka razy wybrała w telefonie jego numer, ale nie starczyło jej odwagi aby nacisnąć zieloną słuchawkę. Minął prawie tydzień kiedy podjęła decyzję. „Niech się dzieje co ma być – pomyślała – najwyżej każe mi spadać na drzewo. Wzięła głęboki wdech, potem wydech i wybrała numer Maćka.
- Słucham - wydało jej się, że mężczyzna po drugiej stronie uśmiechnął się
- Cześć Maćku. Tu Magda.
- Magda! Cześć! – starał się, aby jego głos brzmiał jak najbardziej naturalnie.
- Dzwonię bo - przełknęła ślinę – jeśli jeszcze masz ochotę to chciałabym cię zaprosić na tę kawę, o której mówiłeś – przygryzła wargę
- Pewnie, że mam – ściszył głos, zakrył na chwilę słuchawkę dłonią, coś do kogoś powiedział – mogę do ciebie oddzwonić to umówimy szczegóły? Mam pacjenta na fotelu – powiedział przepraszająco.
- Jasne. Nie ma problemu. Nie męcz tego nieszczęśnika za bardzo
- Postaram się. Jak tylko skończę zadzwonię.
- Okej. Na razie
- Do usłyszenia. Cieszę, że zadzwoniłaś – dodał. Nie mógł wiedzieć, że Magda się uśmiecha, nie słyszał jak głośno bije jej serce. Czuł za to, jak z niego schodzi nagromadzone w ostatnich dniach napięcie.
Magda opadła na poduszki. Próbowała uspokoić kołaczące serce. Nie wiedziała, ile może trwać wizyta, o której mówił Maciej. Pozostało jej czekać na ruch z jego strony. Nie chciała tak myśleć, ale brała pod uwagę, że może zbywał ją wymawiając się pacjentem.
Od chwili, kiedy Magda się rozłączyła uśmiech nie schodził z twarzy Maćka. Jego radość była widoczna nawet zza ochronnej maseczki. Biedak, który zasiadł na fotelu w gabinecie, pewnie zastanawiał się jakie tortury go czekają, bo taki uśmiech dentysty nie mógł wróżyć nic dobrego. Zapewne zdziwił się, że doktor Zarzycki i tak mający opinię niezwykle dokładnego i delikatnego, postarał się aby wizyta i leczenie przebiegło jak najbardziej bezboleśnie.
Po ponad godzinie Maciek mógł zdjąć rękawiczki i maseczkę. Odłożył zużyte narzędzia. To był ostatni, zapisany na ten dzień pacjent. Przez chwilę wypełniał dokumentację medyczną, dopił zimną kawę. W pokoju socjalnym przebrał się, założył kurtkę, wziął dokumenty i telefon. Zajrzał na chwilę do gabinetu Tomasza, który czekał na spóźniającego się pacjenta, wymienili kilka uwag, pożegnał się. Życzył udanego wieczoru recepcjonistkom i wyszedł z kliniki. Skierował się na parking. Czuł, jak pocą mu się ręce, a serce bije tak mocno, jakby zaraz miało wyskoczyć z piersi. Z kieszeni wyjął kluczyk, wsiadł do samochodu. Drżącą ręką umieścił telefon w specjalnym uchwycie na desce rozdzielczej. Przymknął oczy, z listy kontaktów wybrał ten właściwy. Włożył klucz do stacyjki, powoli skierował się do wyjazdu z parkingu. Jeden sygnał, drugi, trzeci. Wydawało mu się, że czekanie aż osoba po drugiej stronie odbierze trwa wieczność. W końcu usłyszał dźwięk odbieranego połączenia.
- Słucham.
- Cześć Magdo, tu Maciek, oddzwaniam
- Już po pracy? Wszyscy nieszczęśnicy przyjęci? Mam nadzieję, że nie cierpieli za bardzo.
- Wszyscy. Ja również mam nadzieję, że nie będą mnie przeklinać - roześmiał się, jednocześnie głośno wypuszczając powietrze z płuc – a teraz Magdo, jak z twoim czasem? Czy w weekend miałabyś chwilę albo dwie żeby się spotkać? - zapytał zmieniając jednocześnie pas, przygotowując się do skrętu.
- W weekend? Tak, miałabym chwilę albo dwie. Może i trzy mogłabym wygospodarować – była już całkiem rozluźniona – ale czekaj, przecież to powinna być moja kwestia – zaśmiała się.
- Wiem, pamiętam. Umówmy się, że ty już swoje zrobiłaś. Zadzwoniłaś do mnie. Teraz moja kolej – nie zauważyli, że rozmowa zaczęła przybierać flirciarski obrót - to, co byś powiedziała, jakbym podjechał po ciebie o osiemnastej? - zapytał trąbiąc jednocześnie na kierowcę, który bez żadnego ostrzeżenia zajechał mu drogę.
- Pasuje mi osiemnasta. Ale nie przyjeżdżaj po mnie, spotkajmy się na miejscu, dobrze?
Po drugiej stronie nastąpiła krótka chwila milczenia.
- No dobrze, wedle życzenia - roześmiał się Maciej, wciskając na pilocie w kluczyku przycisk otwierający bramę wjazdową na osiedle - dla mnie nie ma problemu. Odwiozę cię potem do domu. Widzimy się w sobotę o osiemnastej. Zarezerwuję stolik w jakimś miłym miejscu i dam ci znać. Możemy tak zrobić?
- Oczywiście. Trzymaj się.
- Ty też. Do zobaczenia w sobotę.
Rozłączyli się. Maciej wjechał do podziemnego garażu. Wszedł do windy, wjechał na swoje piętro. Po wejściu do mieszkania wpadł w wir obowiązków, ale nie przestawał się uśmiechać.
Kilka ulic dalej z kotką na rękach Magda odtańczyła taniec radości. Odstawiwszy zaskoczoną Delicję na podłogę, usiadła ze skrzyżowanymi nogami na kanapie i zadzwoniła do Kamy. Musiała odsunąć telefon od ucha słysząc pisk przyjaciółki po drugiej stronie. Uspokoiwszy się, Kamila poprosiła o dokładną relację z rozmowy z przystojnym lekarzem stomatologii. Jeszcze raz potwierdziła swoje przypuszczenie, że Maciek na pewno jest zainteresowany znajomością z Magdą. Wprosiła się na sobotę aby pomóc przyjaciółce wybrać odpowiedni na taką okazję strój.
Leżąc w łóżku, głaszcząc kotkę, Magda zrobiła rachunek sumienia. Miała trzydzieści pięć lat. Prowadziła własną działalność, skończyła ciekawe studia, praca dawała jej satysfakcję. Dzięki kuzynce mieszkała teraz w przytulnej kawalerce, z ujmującą i pomocną sąsiadką za ścianą. Odkryta niedawno forma treningu przy worku bokserskim, że znajdowała w sobie pokłady energii, o których nie miała pojęcia. Na grupę zaufanych przyjaciół zawsze mogła liczyć, gotowi do podtrzymania na duchu, otarcia łez i zabawnych gadek motywacyjnych byli niczym pogotowie ratunkowe. Generalnie Magda była zadowolona ze swojego życia. Mogła powiedzieć, że jest szczęśliwa. Do pełnego spokoju brakowało jej tylko – co za banał – tej jednej, wyjątkowej osoby. Mężczyzny, który da jej wsparcie, pomoże spojrzeć na różne sprawy z innej perspektywy, który wieczorem zaparzy kubek herbaty z cytryną. Boleśnie zdała sobie sprawę, że Dominik był skupiony na sobie. Dbał o siebie, robił wszystko żeby jemu było wygodnie. Potrzeby Magdy nie wiele go zajmowały. Wcześniej tkwiąc w samym środku tej relacji, Magda nie zdawała sobie sprawy. Być może jej potrzeba bycia z kimś zakryła wszystko inne. Bolało ją, że Dominik nie przepada za jej przyjaciółmi, choć oni nie dawali poznać po sobie, że coś jest nie tak. Czy to była miłość, Magda teraz nie była już tego taka pewna. Być może ich relacja nie była na tyle silna skoro zdołała się jakoś pozbierać i ekschłopak zaczynał być już tylko wspomnieniem.

 

matylda_glowacka : :
lip 26 2023 Rozdział 9
Komentarze: 0

Po krótkim odpoczynku podzielili zadania przygotowania się do sylwestrowej zabawy. Jędrzej z Maćkiem i Pawłem, zaopatrzeni w listę pojechali do miasteczka po ostatnie zakupy. Bartek i Patryk dostali zadanie przygotowania miejsca na ognisko. Dziewczyny zostały w salonie, gdzie zajęły się dekoracjami salonu.
- Ten Maciek chyba cię polubił – zagaiła Kamila kiedy Aśka wyszła na chwilę z pokoju
- Co masz na myśli? - Magda poczuła, że zaczynają piec ją policzki
- Nie mów, że nie zauważyłaś. Wodzi za tobą wzrokiem, dba o twoje dobre samopoczucie. Nie wiem czy Patryk tak się zachowywał, kiedy zaczynaliśmy się spotykać. Nie pamiętam.
- Patryk to twój mąż. Znacie się kilkanaście lat. Z tego, co pamiętam też patrzył na ciebie maślanym wzrokiem.
- No tak. Ale wiesz, czasem tęsknię za tymi motylkami w brzuchu – Kama poruszała brwiami, uchylając się przed rolką serpentyn którymi rzuciła w nią Magda – Magda, po prostu obiecaj, że się nie zamkniesz na nowe możliwości. Wszyscy chcemy żebyś znowu się śmiała. Drań ci napsuł nerwów, ale tamto już było. Dobrze, że wyrzuciłaś go ze swojego życia. Nie zasługiwał na ciebie.
Magda uśmiechnęła się smutno i uściskała przyjaciółkę. Wraz z podmuchem zimnego powietrza do środka wtoczyli się, niosąc wyładowane torby, Maciek z Jędrzejem. Zostawili zakupy i wyszli pomóc kolegom w przygotowaniu ogniska.
Dziewczyny przygotowały sałatki, przekąski, nakłuły kiełbasę aby była gotowa do pieczenia na ognisku. Na stole postawiły zastawę i kieliszki. Butelki szampana schowały do lodówki.
Wczesnym wieczorem zaczęli rozpalać ognisko. Po kolei każdy mężczyzna wychodził sprawdzać czy ogień już się rozpalił, w miarę konieczności dorzucał drewna aby podsycić ogień. Sylwestrowy nastrój wprowadzili puszczając taneczne hity.
Magda zastanawiała się co założyć. Wzięła dwa zestawy do wyboru. Błyszczącą sukienkę z bordowego materiału przetykanego srebrną nitką i skórzane legginsy z czarno – złotą tuniką. Zdecydowała się na drugą opcję. Była mniej formalna i sprawiała, że swobodniej się czuła. Na nogi włożyła czarne botki na płaskim obcasie. Włosy luźno związała pozwalając kosmykom opadać na ramiona.
Z głośników leciały, zapraszając do zabawy, taneczne hity. Cieszyła się wspólną zabawą w gronie przyjaciół. Razem z Bartkiem wychodzili czasem poszaleć na parkiecie. Teraz też zaczęli wspólną zabawę rozpoczynając tańce. Świetnie się czuli we w swoim towarzystwie. Po chwili dołączyły do nich pozostałe pary. Porwana muzyką Magda nie zauważyła, że miejsce Bartka zajął ktoś inny. To Maciek dał się ponieść sylwestrowej atmosferze i rękoma oplótł talię Magdy. Mężczyzna prowadził pewnie. Tak, jak poprzedniego wieczora jego ruchy były swobodne, dało się wyczuć, że taniec również jemu sprawia dużą przyjemność. Ku radości przyjaciół dali się porwać muzyce Wydawało się, że wszyscy poza nimi samymi widzą, że ciągnie ich do siebie.
Tuż przed północą ubrali się ciepło i wyszli na zewnątrz. Do ognia przystawili nadziane na patyki kiełbaski. W śnieżnej zaspie chłodziły się butelki musującego, półwytrawnego, wina. Nad linią lasu zaczęły rozbłyskiwać pierwsze fajerwerki. Zapalili sztuczne ognie i głośno śmiejąc się odliczali sekundy do wybicia północy. Wraz z nadejściem Nowego Roku zaczęli składać sobie życzenia. Po kolei rzucali się sobie w ramiona. Kiedy Magda i Maciej stanęli naprzeciwko siebie na chwilę znieruchomieli i patrzyli na siebie bez słowa. Jakby nie bardzo wiedzieli co mają zrobić. W końcu Magda ruszyła się pierwsza, zrobiła krok do przodu, przytuliła Maćka lekko. Odpowiedział tym samym cicho wypowiadając życzenia aby pamiętała o nowych, otwierających się właśnie drzwiach.
Noworoczny toast wznieśli butelką musującego wina, którą przekazywali sobie z rąk do rąk. Upieczone kiełbaski zjedli siedząc przy ognisku, popijając drugą butelką wina. Zrobiło się już bardzo zimno. Zagasili ognisko, weszli do chaty. Na rozgrzewkę wypili po kieliszku śliwkowej nalewki. Około drugiej w nocy rozeszli się do swoich sypialni.
Następnego dnia posprzątali pokoje i salon. Wynieśli swoje bagaże do samochodów. Zamknęli chatkę, klucz zgodnie z prośbą właściciela włożyli do stojącej na oknie doniczki. Z obietnicą, że koniecznie muszą tu wrócić wiosną, ruszyli w drogę powrotną do miasta.
Maciek z Magdą jechali w milczeniu. Każde zatopione we własnych myślach. Atmosfera w samochodzie była zupełnie inna od tej, która panowała tu zaledwie kilka dni temu, kiedy wyruszali w kierunku Przesieki. Wyczuwalne było jakieś napięcie. Zarówno Magda, jak i Maciej mieli świadomość, że coś się zaczęło. Bez fajerwerków, po cichu, a jednak czuli, że powrót do miejskiego życia nie będzie łatwy. I nie będzie taki sam. Zatrzymali się aby zatankować samochód. Z budynku stacji benzynowej wyszli z kubkami gorącej kawy. Po niepełnej godzinie Maciek zatrzymał się pod blokiem Magdy.
- Poczekaj chwilę – Magda zatrzymała go zanim wyszedł wypakować jej torby – chciałabym ci zwrócić koszty paliwa.
Maciek zaniemówił na kilka sekund.
- Nawet o tym nie myśl – żachnął się odsuwając jej rękę z banknotami.
- Maćku, proszę. Przecież zabrałeś mnie, obcą osobę, swoim autem, Chciałabym się dołożyć do benzyny
- Magda, nie wezmę od ciebie żadnych pieniędzy. Przecież i tak jechałem, a twoje towarzystwo tylko umiliło mi podróż – Maciek nie chciał jeszcze przyznać, jak bardzo było mu przyjemnie spędzać wspólnie czas
- Rozumiem, dziękuję, ale chciałabym się jakoś zrewanżować.
- Skoro tak - Maciej uśmiechnął się do Magdy – masz mój numer. Jeśli będziesz miała ochotę zadzwoń. Umówimy się na kawę i będziemy kwita. Z tymi słowami wyszedł z auta, otworzył drzwi Magdzie, zaniósł jej bagaże pod drzwi klatki. Magda powoli włożyła klucz do zamka, odwróciła się. Jeszcze na chwilę zerknęła w stronę Maćka.
- To był bardzo miły wyjazd. Dziękuję – wróciła do otwierania drzwi.
- Magda – podszedł kilka kroków w jej kierunku – naprawdę mam nadzieję, że zadzwonisz. Będę czekał na twój telefon - to powiedziawszy odwrócił się i poszedł w stronę auta.
Magda zniknęła za drzwiami klatki schodowej, ale przez przeszklone drzwi patrzyła na granatowego suva, który wciąż nie odjeżdżał z parkingu. Maciek wsiadł do samochodu. Oparł głowę na kierownicy. „Ale ze mnie palant. Przecież mogłem jej pomóc z tymi bagażami. Prawdziwy dżentelmen, nie ma co.” Kręcąc głową, mając nadzieję, że jego brak taktu – jak myślał – nie zniechęci Magdy. Pogrążony w myślach ruszył pustymi ulicami w stronę domu. Czas wracać do rzeczywistości.
Magda najpierw zniosła do piwnicy narty i buty. Podziemia zawsze ją przerażały. Bała się, że drzwi się zatrzasną, nie będzie mogła się wydostać na zewnątrz i udusi się z braku powietrza. Takie myśli odbierały jej na chwilę zdolność oddychania. Nigdy nic się jednak nie wydarzyło. Spokojna wjechała windą na ósme piętro. Otworzyła drzwi mieszkania, do jej nóg dopadła stęskniona Delicja. Przyklęknęła i zaczęła głaskać kotkę. Po chwili zatopiła nos w mięciutkim futerku. Wstawiła pranie, rozpakowała resztę bagażu. Na chwilę poszła do pani Helenki podziękować za opiekę nad kotką. Wypiła z sąsiadką herbatę, zjadła kawałek sernika, opowiedziała o wyjeździe i wróciła do siebie. Było jeszcze wcześnie, mimo to Magda zaciągnęła zasłony, położyła się na łóżku i wróciła myślami do ostatnich kilku dni.

matylda_glowacka : :
lip 25 2023 Rozdział 8
Komentarze: 0

Sylwestrowy poranek przywitał wszystkich słońcem, bezchmurnym niebem i mrozem. Magda obudziła się po zaledwie kilku godzinach snu. Pomimo, że spała krótko czuła się wypoczęta. Nie lubiła marnować bezczynnie czasu dlatego postanowiła pobiegać. Od świąt nie była na treningu bokserskim dlatego energia ją roznosiła. Założyła legginsy i termiczną bluzę, na nią naciągnęła krótki puchowy bezrękawnik. Ucieszyła się, że w ostatniej chwili dopakowała do torby sportowe buty. Na głowę założyła opaskę, ręce wsunęła w rękawiczki i po krótkiej rozgrzewce wybiegła za bramę posesji. Rozejrzała się i po chwili namysłu skręciła w prawo. Asfaltowa, odśnieżona droga prowadziła w kierunku miasteczka. Mimo wczesnej pory Magda czuła się bezpiecznie. Do jednego ucha włożyła słuchawkę i riffy gitary Zacha Bryana dodawały jej energii do pokonywania kolejnych odcinków trasy. Od czasu, do czasu spoglądała na zegarek. Nie chciała, aby przyjaciele musieli na nią czekać. Przebiegła około siedmiu kilometrów, dobiegła do pierwszych zabudowań sąsiedniej miejscowości. Odpoczęła chwilę i ruszyła w drogę powrotną. Kiedy wróciła na posesję samochody były już odśnieżone i gotowe do drogi. Magda zrobiła sesję rozciągania i w dobrym humorze wbiegła do kuchni. Wszyscy byli ubrani już w narciarskie stroje, kończyli pić kawę i dojadać śniadanie. W pomieszczeniu roznosił się smakowity aromat jajecznicy. Przywitała się i pobiegła odświeżyć się do swojej sypialni. Wiedziała, że aby mogli wyruszyć w miarę szybko musiała pospieszyć się ze śniadaniem. Kawą postanowiła nie zawracać sobie głowy. Poranny jogging zadziałał jak najlepsza pobudka dodając energii. Skonsternowana zauważyła, że nad zostawioną w nocy planszą pochyla się z zaciętą miną Maciek, obok siedział Bartek i Aśka. Jak najciszej podeszła do stołu i zajęła wolne miejsce po drugiej stronie. Pochyliła się nad planszą tak, że niemal zetknęła się z głową Maćka.
- Spałeś czy siedzisz tu od nocy i kombinujesz jak wygrać? – zapytała z uśmiechem. Energia jakiej dodała jej poranna przebieżka wprost z niej kipiała.
Wstała i zaczęła przygotowywać sobie kanapki.
- Trochę tak – odpowiedział w zamyśleniu cały czas przyglądając się ułożonym słowom
Mężczyzna zastanawiał się nad możliwościami dokończenia rozgrywki. Niestety nie wyszło mu, tak jakby sobie życzył i dołożył tylko dwie litery układając słowo nerka. To wystarczyło Magdzie, która wykorzystała dołożone przez Maćka litery. Dodała swoje cztery kafelki i powstało słowo serca. Na jej podkładce została jedna litera, Maćkowi zostały trzy. Z okrzykiem radości wyrzuciła ręce w górę. Nad stołem podała dłoń Maćkowi w podziękowaniu za wyrównaną grę.
- Gratuluję. To była bardzo wyrównana gra - powiedział
- Przyjemność po mojej stronie – odpowiedziała gryząc kanapkę z ulubionym majonezem, żółtym serem i kiszonym ogórkiem.
- Mam nadzieję, że to jeszcze powtórzymy – mrugnął okiem Maciek podnosząc się z krzesła. Asia i Bartek też wstali i wyszli zapalić przed domek. Magda szybko wbiegła na piętro aby założyć narciarskie spodnie. Kiedy wyszła przed domek Maciek zmierzył ją wzrokiem pełnym aprobaty. Założyła ciemnoróżowe, zwężane spodnie, czarną taliowaną kurtkę, a na głowie miała przeciwsłoneczne lustrzanki z różowymi szkłami. Całości dopełniał czarny kask i różowe narciarskie rękawiczki. Kolejny raz mężczyzna pomyślał, że musi być bardzo pozytywną osobą i chętnie poznałby ją bliżej.
Wspólnie, całą grupą, zdecydowali, że na stoku czas spędzą tylko do południa. Potem mieli w planach szykowanie się do sylwestrowej nocy. Załadowali więc sprzęt narciarski do samochodów i ruszyli w stronę stoku. Maciej zaobserwował, że im bliżej było do stacji narciarskiej, tym bardziej cicha stawała się Magda. Dziewczyna, która jeszcze przed godziną tryskała humorem i energią, teraz niemal całkiem zamilkła. Uśmiech znikł z jej twarzy, mięśnie się napięły. Mówiła, że boi się wysokości, ale przecież jeździła na nartach. W przeciwnym wypadku jaki byłby sens żeby zabierała ze sobą cały ekwipunek? Maciej nie potrafił tego rozgryźć.
- W porządku? - zagaił widząc jak dziewczyna coraz bardziej nerwowo zaplata i rozplata palce – wyglądasz jakbyś się denerwowała.
- Po prostu, kiedy patrzę tam, na górę i dociera do mnie, że muszę dostać się na sam szczyt ogarnia mnie panika. Kiedy jestem na górze to problem znika. Wiem, że nie mam wyjścia, że muszę zjechać na dół – zaśmiała się nerwowo
- Coś na ten strach zaradzimy – popatrzył na swoją towarzyszkę, uśmiechając się pokrzepiająco – nie myśl teraz o tym.
Magda oparła głowę o zagłówek. Zerknęła w stronę skupionego na drodze Maćka. Droga stawała się bardziej stroma, oblodzona jezdnia nie ułatwiała podjazdu. Panująca aura wymagała od kierowcy dużego skupienia. Potężne auto Maćka pewnie trzymało się drogi, a mimo to miała wrażenie, że jego ręce coraz mocniej zaciskają się na kierownicy. Zastanawiała się jak to możliwe, że ten poznany zaledwie kilka dni temu mężczyzna jednym, wypowiedzianym spokojnym głosem, zdaniem potrafi uspokoić jej nerwy i sprawić, że jej niepokój znika chociaż na chwilę.
- Swoich pacjentów też tak uspokajasz? – zapytała po chwili
- Co masz na myśli?
- To, że moje strachy udaje ci się trochę odegnać. Zastanawiam się jak to jest z twoimi pacjentami. Ich strach też potrafisz ujarzmić?
Roześmiał się. Miał przyjemny śmiech.
- Z tym różnie bywa – przyznał wciąż się śmiejąc – zdarzało się, że musieliśmy łapać pacjenta bo uciekł z fotela.
- Serio? Myślałam, że to się zdarza tylko w filmach.
- Możesz mi wierzyć, że nie tylko na filmach. Nie zdarza się to często, ale mieliśmy takie przypadki. Zresztą, zapraszam do siebie na fotel. Przekonasz się sama czy jestem dentystą-sadystą – poruszał wymownie brwiami.
- O nie. Podziękuję. Na pewno nie zobaczysz mnie na swoim fotelu.
- Nie? Dlaczego?
- Czuję paniczny strach przed dentystami. Powinieneś mnie zrozumieć, w kontekście tego co o sobie mówiłeś. Nie chcę się skompromitować. Nie odpowiadam za swoje reakcje. Mowy nie ma.
Maciek znowu się roześmiał. Magda z niepokojem zauważyła, że lubi słuchać jego śmiechu. Był ciepły i serdeczny. Podobnie, jak i jego niski, ciepły, głos działał kojąco i budził zaufanie.
Kierowani przez starszego mężczyznę zajęli miejsce na parkingu. Było jeszcze wcześnie i plac nie był zapełniony. Zaparkowali obok Jędrzeja i Bartka. Wypakowali sprzęt, założyli buty narciarskie. Podeszli do nich Kamila z Patrykiem.
- Gotowi? - zapytała Kamila podchodząc – Dobrze, że jesteśmy tak wcześnie. Nie ma kolejek. Do kasy też nie będziemy długo stać. Piękna pogoda nam się trafiła. Będzie cudownie!
Magda niepewnie zerknęła w stronę jadących w górę wagoników. Zapięła ostatnią klamrę butów, do kurtki przypięła rękawice z ocieplaczami.
- Gotowi - odpowiedziała – możemy iść.
Kupili karnety, po przejściu przez bramki Maciek zauważył, że Magda pobladła, a na jej twarzy maluje się panika. Miał wrażenie, że raz odwróci się i ucieknie. Zastanawiał się co może zrobić, żeby uspokoić dziewczynę. Nie chciał zrobić nic, co mogłoby ją speszyć, albo jeszcze bardziej przestraszyć. Z powodu niewielkiej jeszcze liczby amatorów białego szaleństwa, ich kolej wejścia do wagonika zbliżała się raz szybciej. Maciek myślał gorączkowo. Postanowił zdać się na intuicję. Nachylił się do ucha nerwowo podrygującej Magdy.
- Daj mi swoje narty. Ja się nimi zajmę. Wejdź do środka kolejki, nie bój się – mówił spokojnym, opanowanym tonem - wsiądę zaraz po tobie. Postaraj się zająć miejsca przy drzwiach. I nie zapomnij oddychać – z ulgą zauważył, że po ostatnim zdaniu Magda uśmiechnęła się niepewnie i kiwnęła głową na znak zgody.
Kiedy Maciek zajął miejsce naprzeciwko Magdy, wagonik drgnął, drzwi się zasunęły i powoli ruszył w górę. Wszystkie miejsca w niewielkiej kabinie były zajęte. Magda starała się nie myśleć o tym, że znajdują się kilka metrów nad ziemią, że wiatr wprawia wagonik w drgania. Próbowała skupić się na podziwianiu widoków. Pozostali narciarze byli pogrążeni w rozmowie od czasu, do czasu wybuchając tłumionym śmiechem. Popatrzyła na Maćka, który patrzył na nią pokrzepiająco. Musiała przyznać, że wyglądał bardzo dobrze. Granatowe, lekko rozszerzane snowboardowe spodnie, zamiast kurtki założył przedłużaną, wkładaną przez głowę, snowboardową bluzę z kapturem. Na plecach miała nadrukowany wizerunek lisa, z przodu znajdowało się tylko małe logo rodzimej firmy odzieżowej. Na równie granatowym, co spodnie, kasku zaczepił gogle w tym samym kolorze. Magda musiała przyznać, że wyglądał bardzo stylowo. Pomyślała, że gdyby odsłonił ręce i pokazał tatuaże niejednej narciarce groziłaby kontuzja spowodowana zagapieniem się na Maćka. Zganiła się za te myśli.
- Dziękuję. Wiesz, zawsze boję się, że nie zdążę wsiąść, albo wysiąść. Albo, że drzwi się nie zamkną. Najgorsze są te myśli, że coś mogłoby się zepsuć i wagoniki się zatrzymały tak wysoko nad ziemią. W dodatku te kabiny są takie małe.
- Masz klaustrofobię? - spytał z niepokojem Maciek przygotowując się na ewentualną konieczność zatrzymania ataku paniki, który mógł dopaść Magdę.
- Nie, nie. Nie mam – zaprzeczyła szybko - po prostu kolejki linowe mnie przerażają. Nie czuję się pewnie kiedy nie mam podparcia dla nóg - patrzyła przez rozsuwane drzwi, wzrok skupiając na ośnieżonych szczytach świerków. Wiedziała, że musi patrzeć przed siebie, najlepiej w jeden punkt. To pozwoliło zachować jej względny spokój.
Po kilku minutach wagonik zakołysał się mocno, zwolnił i wolno wtoczył się pod dach górnej stacji. Drzwi się rozsunęły. Maciek wziął narty Magdy, swoją deskę i wolnym krokiem ruszyli w stronę wyjścia. Na szczycie zauważyli przyjaciół siedzących na leżakach i wystawiających twarz do słońca.
- Magda! Co ci się stało? - Kamila podbiegła do przyjaciółki. - Jesteś strasznie blada.
- Wiesz przecież, że te kolejki mnie przerażają.
- Odetchnij głęboko kilka razy. Poczujesz się lepiej – wtrącił Maciej
- O właśnie. Słuchaj lekarza. Dobrze mieć prywatną opiekę medyczną. – dodał, śmiejąc się Bartek i mrugnął porozumiewawczo do Magdy jednocześnie uchylając się przed rzuconą przez Jędrzeja śnieżką.
Razem ruszyli w dół stoku. Maciej i Jędrzej, jadąc na snowboardach trzymali się nieco z boku. Kamila z Magdą i Joanną zostały w tyle, jechały wolniej, bardziej asekuracyjnie. Patryk z Bartkiem wyprzedzili wszystkich i czekali na resztę przy dolnej stacji kolejki. Z każdą minutą Magda rozluźniała się coraz bardziej. Nawet konieczność wjazdu wagonikiem była mniej przerażająca. Starała się czerpać radość z tego dnia. Pogoda była piękna, świeciło słońce, niebo było czyste. Trasa bardzo dobrze przygotowana, bez niebezpiecznych brył lodu, bez śladów ratrakowania, jedynie biały puch uciekający spod nart. Wymarzona pogoda.
Przed ostatnim zjazdem zajęli leżaki na szczycie stoku, ponownie wystawili twarze do słońca. Dziewczyny wypiły po kuflu grzanego piwa, kierujący zamówili filiżankę kawy. Zadowoleni zjechali na parking. Szybko zmienili buty i manewrując wśród samochodów ruszyli w drogę powrotną.
- Dziękuję – powiedziała Magda patrząc na Maćka
- Za co? - zapytał zdziwiony –przecież nic nie zrobiłem.
- Masz rację nie zrobiłeś – powiedziała cicho. Nie patrzyła na niego, głowę miała skierowaną w boczną szybę – nie śmiałeś się z moich lęków. Nie drażniłeś głupimi żartami – przełknęła ślinę – niektórym się wydaje, że głupie żarty pomagają, a one tylko potęgują strach i nerwy.
Maćkowi wydało się, że w oczach Magdy pojawiły się łzy.
- W takim razie cieszę się, że mogłem pomóc - zawahał się chwilę – przepraszam, że zapytam – on taki był? Twój były chłopak?
Magda zastanowiła się chwilę.
- Tak, czasem tak – powiedziała cicho – zdarzało się, że wyśmiewał moje lęki czy zdenerwowanie. Jakby nie dawał mi do tego prawa. Według niego moje powody do strachu czy łzy były śmieszne. Nieważne, to już było. Minęło. Trzeba ruszyć do przodu.
- Zgadza się. Trzeba iść do przodu. Ale jeśli czegoś nie przepracujesz to pierwszy krok ku nowemu może być ciężko zrobić – powiedział poważnie – zresztą jako psycholog wiesz o tym doskonale – Maciej wzrok miał skupiony na drodze, a dłonie mocno zaciskał na kierownicy.
- Wiesz to jest tak, że teoria to jedno, a życie to zupełnie coś innego. Żaden psycholog nie będzie sam dla siebie pomocą. Przeszłam terapię, jest lepiej. Dzisiaj zrobię krok w nowy rok. To, co było zostawię za plecami. Zamknę jedne drzwi, otworzę drugie.
- A czy myślisz - Maciek zawiesił głos – czy myślisz, że za tymi drugimi drzwiami będzie miejsce na nowe znajomości?
Magda spojrzała zaskoczona. Czy on ma siebie na myśli? Speszyła się trochę.
- Skoro nowe drzwi, to i nowe znajomości. Zobaczymy co nowy rok nam przyniesie.
Z ust Maćka wydostało się ciche westchnienie. Co ta dziewczyna miała w sobie, że momentami zachowywał się przy niej jak nastolatek? Dzisiaj przywitają nowy rok. Już teraz obiecał sobie, że postara się zrobić co może żeby lepiej poznać siedzącą obok dziewczynę. Czy, jeśli w ogóle, coś z tego wyjdzie czas pokaże. Co prawda zdawał sobie sprawę, że tryb jego życia może utrudniać pogłębianie znajomości z Magdą. Każdy jego dzień był zaplanowany od rana do wieczora. Wiedział, że nie ma miejsca na spontaniczność, której być może oczekiwała Magda. Ale czy na pewno ona tego oczekiwała, może wolała mieć wszystko zaplanowane? Tego nie mógł jeszcze wiedzieć. Chciał wiedzieć o niej więcej. Jedyne co go powstrzymywało to jego codzienność. Jak Magda na nią zareaguje kiedy jej wszystko opowie? Na razie wydawało mu się, że Magda też jest nim w jakiś sposób zainteresowana, dawała mu odczuć, że dobrze się czuje w jego towarzystwie. Wiedział, że na razie jest za wcześnie aby jej wszystko o sobie powiedzieć. Chciał poczekać przynajmniej do momentu powrotu do miasta. Wtedy, na pewno, znajdzie się moment, aby wyznać swoje sekrety. Niedługo skończy czterdzieści trzy lata. Czas pomyśleć o sobie – zdecydował. Zerknął w prawo i zauważył, że Magda zasnęła. Przy delikatnych dźwiękach płynących z głośników dojechali do chatki.

 

matylda_glowacka : :
lip 25 2023 Rozdział 7
Komentarze: 0

Magdę obudził rozsadzający czaszkę ból głowy i suchość w ustach. Powoli podniosła sklejone powieki. Rozejrzała się dookoła. Chwilę zajęło jej zanim przypomniała sobie gdzie się znajduje. Jeden po drugim wracały do niej wydarzenia poprzedniego dnia. Kiedy w myślach doszła do otrzymanego wieczorem esemesa opadła na poduszkę. Zerknęła na zegarek. Dochodziła jedenasta. Jęknęła. Ból narastał, a dodatkowo kręciło jej się w głowie. Rzadko piła alkohol, dlatego dawka jaką przyjęła wczoraj spowodowała jej obecny stan.
- Co za wstyd – jęknęła, zasłaniając oczy ramieniem.
Po dłuższej chwili zwlekła się z łóżka, poszła do łazienki. Chłodny prysznic przyniósł chwilową ulgę. Umyła zęby, włosy zebrała w koński ogon. Wskoczyła w ciepły dres, odetchnęła głośno i zeszła na dół. Przywitała ją cisza. Przyjaciele musieli wyjść. Pewnie pojechali na narty nie chcąc tracić dnia. I dobrze. Nie chciała żeby ktoś oglądał ją w takim stanie. Podeszła do aneksu kuchennego z zamiarem przygotowania kawy, ale znowu poczuła mdłości, a w głowie na nowo wystartował helikopter. Zaparła się obiema rękami o blat, pochyliła lekko głowę i zaczęła głęboko oddychać.
- Dobrze się czujesz? – podskoczyła na dźwięk głosu za plecami
Odwróciła głowę i zobaczyła Maćka, który przyglądał jej się z zaciekawieniem i niepokojem w oczach. Odłożył czytaną książkę i podszedł do kuchennego blatu. Magda zrezygnowała z kawy, była pewna, że dzisiaj nic nie przełknie. Przeszła do salonu, opadając na stojący przy kominku fotel przelotnie zerknęła na tytuł zostawionej przez Maćka książki. Zamknęła oczy, odchyliła głowę na oparcie fotela.
- Co za wstyd – powiedziała znowu cicho, przykładając rękę do czoła – przecież ja zazwyczaj nie piję.
Maciek w tym czasie poszedł do swojego pokoju, gdzie w niewielkiej kosmetyczce przywiózł na wszelki wypadek trochę lekarstw. Ucieszył się ze swojej zapobiegliwości i trzymając dwa cienkie blistry w dłoni zbiegł na dół. Magda siedziała w tej samej pozycji, co wtedy, kiedy ją zostawił.
- Nie przejmuj się. Każdy miał kiedyś taki ciężki poranek – pokrzepiający uśmiech nie schodził Maćkowi z twarzy kiedy stawiał przed Magdą szklankę z wodą i podawał jej niewielką tabletkę - Proszę, to połknij. A to wypij - większą, pastylkę wrzucił do szklanki i usiadł na drugim fotelu patrząc uważnie na dziewczynę.
Magda niepewnie patrzyła jak tabletka rozpuszcza się w wodzie, a na powierzchni zaczynają unosić się małe bąbelki. Nie lubiła gazowanych napojów. Nie piła nawet wody gazowanej bo gaz zawarty w płynie nieprzyjemnie podrażniał jej podniebienie.
- To elektrolity – powiedział Maciej – a ta mała tabletka powinna pomóc na ból głowy. Zaraz zrobię ci herbatę z cukrem. Nie wiem czy słodzisz, ale odrobina cukru dzisiaj na pewno ci nie zaszkodzi – mrugnął okiem – dzisiaj musisz też dużo pić.
- Dziękuję panie doktorze – odpowiedziała z uśmiechem śledząc jego ruchy. Dyskretnie przypatrywała się mężczyźnie. Ubrany był w luźne dresowe spodnie i ładnie opinającą jego mięśnie koszulkę polo z krótkim rękawem. Na prawym przedramieniu Magda dostrzegła sporych rozmiarów tatuaż. Po chwili Maciek wrócił na swoje miejsce na kanapie, a na stoliku postawił kubek z parującą herbatą.
- Gdzie reszta? - zapytała Magda
- Pojechali rano na narty. Jesteśmy w kontakcie. Po południu, jeśli będziesz miała siłę i ochotę, możemy podjechać do restauracji w miasteczku. Reszta zatrzyma się tam wracając ze stoku.
- Dobrze. A dlaczego ty nie pojechałeś z nimi? – zapytała
- Nie jestem wielkim fanem szusowania. Korzystam z ciszy. Mam książkę i nadrabiam czytelnicze zaległości. - Maciej nie chciał przyznać, że zwyczajnie nie chciał zostawiać Magdy samej. Nie znali się, ale ponieważ przyjechali tu razem, w jakiś sposób czuł się za nią odpowiedzialny.
Magda wypiła herbatę, umyła kubek i poszła się położyć. Zanim weszła na piętro wymogła na Maćku obietnicę, że obudzi ją kiedy nadejdzie czas wyjścia. Kiedy znalazła się w swoim pokoju, padła na łóżko i znowu zapadła w sen.
Obudziło ją ciche pukanie. Przez szparę w drzwiach do pokoju zajrzał Maciek. Za oknem robiło już się szaro. Magda podniosła się na poduszkach.
- Idziemy? - zapytała
- Jak się czujesz? Głowa już cię nie boli? – Magdzie wydało się, że w jego głosie brzmiało coś w rodzaju troski
- Nie, już w porządku. Przebiorę się i zaraz będę gotowa.
- Dobra, czekam na dole.
Usłyszała jego kroki na schodach. W łazience przepłukała twarz zimną wodą. Posmarowała kremem ochronnym, na rzęsy nałożyła trochę tuszu, a usta posmarowała pomadką ochronną w malinowym kolorze. Dresy zmieniła na termiczne legginsy i długi, ciepły sweter. Zeszła na dół. Założyła ciężkie, trekkingowe buty i czarną narciarską kurtkę z paskiem w talii, która ładnie podkreślała jej figurę. Na głowę założyła szarą czapkę, dłonie wsunęła w rękawiczki. Maciej zlustrował dziewczynę wzrokiem. Pomyślał, że podoba mu się w takim rockowym wydaniu.
- Idziemy czy jedziemy? Jak wolisz?
- Jeśli o mnie chodzi chętnie się przejdę. To chyba nie jest daleko.
- Nie, całkiem blisko. Pobocze wygląda na odśnieżone. Za jakieś pół godziny powinniśmy być na miejscu.
- W takim razie w drogę – uśmiechnęła się Magda i ruszyła przodem
Zamknęli drzwi chatki i wyszli w ciemność przed sobą. Ze zdziwieniem zauważyli, że droga jak na tak niewielką miejscowość była dobrze oświetlona. Przy krawężniakach leżały odgarnięte hałdy śniegu. Szli przed siebie komentując otoczenie, rozmawiając o przeczytanych książkach. Kryminał, który akurat czytał Maciej, Magda przeczytała już dawno. Pochłonęła całą serię. Autor powieści należał do jej ulubionych, zawsze z niecierpliwością wyczekiwała nowych pozycji. A potem znikała z książką, przykryta kocem, z kotką na kolanach. Musiała się powstrzymywać żeby nie zdradzać Maćkowi końca tej i kolejnych historii. Cieszyła się, że w końcu jest ktoś z kim może dzielić czytelniczą pasję.
- To może – zaczął nieśmiało – kiedy już skończę ten tom umówimy się i porównamy wrażenia? - zapytał
- Może? Czemu nie? - odpowiedziała Magda. Maciek był pewien, że słyszał uśmiech w jej głosie.
W obliczu tego, czego dowiedział od Jędrzeja, o poprzednim związku Magdy, wiedział, że musi być ostrożny. Skoro została zraniona, nie mógł jej przestraszyć. Czuł, że ta dziewczyna jest inna niż te, z którymi do tej pory się spotykał. Mimo, że znał ją dopiero od niecałych dwóch dni, miał wrażenie, że nie chce zaprzepaścić szansy na rozwinięcie tej znajomości. Kiedy dotarli do restauracji znajomi już na nich czekali. W środku było tłoczno, roznosiły się smaczne zapachy jedzenia pomieszane z korzennymi aromatami grzanego piwa i wina. Byli dość liczną grupą, jednak udało się zająć, postawiony nieco na uboczu, przy jednym z okien stolik. Po chwili każdy zatopił głowę w karcie dań. Magda nadal czuła lekkie mdłości, ale jednocześnie głód dawał o sobie znać, dlatego zdecydowała się na pajdę chleba ze smalcem i ogórkiem oraz na wypicie herbaty z dodatkiem cytryny i goździków. Po kilkunastu minutach, zważywszy na ruch w restauracji, do stolika podeszła kelnerka. Zebrała zamówienia, zabrała karty jedną pozostawiając na stole i oddaliła się w stronę kuchni. Bartek z charakterystyczną dla siebie energią opowiadał o dniu spędzonym na stoku. Wszyscy trochę narzekali na tłum przy wyciągu, ale chwalili dobrze przygotowane trasy. Pytali o samopoczucie Magdy.
- Już dobrze. Kryzys zażegnany – śmiała się Magda – Maciek, ma jakieś magiczne tabletki. Prawie od razu stawiają na nogi. - popatrzyła na Maćka z uśmiechem, a on pomyślał, że podoba mu się to jak w jej ustach brzmi jego imię.
Z ust zebranych rozległo się przeciągły pomruk. Ewentualne komentarze zostały jednak zatrzymane przez pojawienie się kelnerki z napojami. Zrobiło się jeszcze bardziej przyjemnie i klimatycznie. Zamówione potrawy okazały się przepyszne. Były aromatyczne, dobrze doprawione. Nikt nie miał ochoty ruszać się zza stołu i wychodzić na mróz. W końcu jednak musieli zwolnić miejsce kolejnym głodnym turystom. Magda i Maciek ruszyli drogą tak, jak przyszli. Znajomi minęli ich samochodami trąbiąc cicho i machając przez szybę. Znowu rozległo się przeciągłe buczenie. Magda zaśmiała się, pokręciła głową i ruszyła żwawym krokiem drogą w dół. Maciek mimo swoich stu osiemdziesięciu siedmiu centymetrów wzrostu i całkiem niezłej kondycji musiał mocno wyciągać nogi aby zrównać swój krok z Magdą.
- Zawsze tak szybko chodzisz? - zapytał
- Zazwyczaj. Tak naprawdę nie lubię chodzić – zwolniła krok zakłopotana
- Nie chodzisz? W takim razie co? Samochód?
- Nie, nie prowadzę. Głównie jeżdżę rowerem.
- Czyli eko dziewczyna z ciebie?
- Nie wiem czy taka eko. Tak jest szybciej. Można pozbyć się złych emocji albo poukładać sobie w głowie różne sprawy
- To prawda. Chociaż ja wolę piesze wędrówki. Najlepiej po górach. Uprawiasz jeszcze jakiś sport?
- Boks. I bieganie – zaśmiała się widząc zdziwioną minę Maćka
- Boks mówisz? To niebezpieczna kobieta z ciebie – zaśmiał się
- Zapewniam cię, że jestem raczej niegroźna. Chyba, że ktoś mnie naprawdę wkurzy – zaśmiała się swobodnie, a Maciek do niej dołączył.
Było ciemno. Mróz stawał się coraz większy. Mimo latarni stojących po obu stronach drogi ciężko było dostrzec co znajduje się na poboczu. Opierając się na własnej pamięci pilnowali żeby nie wpaść do przydrożnego rowu. Nagle Magda zachwiała się i tylko dzięki refleksowi Maćka, który podtrzymał ją za ramię, nie wpadła do rowu. Zamilkli oboje, zdenerwowani trochę tym nagłym zdarzeniem. Magda otrzepała spodnie i rękawiczki ze śniegu, ruszyli znowu milcząc cały czas. Maciek jednak wziął ją pod ramię jakby to była najbardziej naturalna rzecz na świecie i dopiero, kiedy dotarli do chatki, puścił rękę Magdy.
- Dziękuję – powiedziała nieśmiało zerkając na mężczyznę
- Nie ma za co – przytrzymał swój wzrok nieco dłużej na jej twarzy. - Chodźmy do środka, zrobiło się zimno. Otworzył i przytrzymał przed nią drzwi, a potem weszli do ciepłego wnętrza.
Wieczór mijał spokojnie. Kamila i Aśka zmęczone szaleństwem na stoku zasnęły. Patryk czytał wiadomości w telefonie, pozostali śledzili w telewizji transmisję jakiegoś meczu komentując cicho grę. Maciej tak, jak rano, usiadł z książką, od czasu do czasu zerkając w telewizor i dorzucając jakąś uwagę. Magda siedziała przy stole w aneksie kuchennym i co jakiś czas zerkała w telewizor, ale jej wzrok zatrzymywał się na Maćku. Małymi łykami popijała gorącą herbatę z cytryną i powoli gryzła kanapkę z majonezem i kiszonym ogórkiem. Dziwnie się czuła. Z jednej strony spacer na mroźnym, świeżym powietrzu odjął jej sił, z drugiej strony czuła przypływ energii. Wiedziała jednak, że przez to, jak długo spała rano, gdyby teraz się położyła, miałaby bezsenną noc. W głowie przemykały jej myśli. W pewnym momencie zastanowiła się gdzie byłaby dzisiaj, gdyby nie zdecydowała się odejść od Dominika. Pewnie spędzałaby wieczór przed telewizorem. To znaczy on przed telewizorem, ona zapewne z książką. W Sylwestra pewnie przygotowałaby jakąś sałatkę, może ciasto i poszliby do znajomych. Jego znajomych. Dominik nigdy nie lubił jej przyjaciół i nawet nie bardzo starał się to ukryć. Westchnęła na wspomnienie chwil, kiedy szła gdzieś choć wcale nie miała ochoty, wolała zostać w domu, nic nie robić. Co z tego, skoro on miał ochotę. Każdy sprzeciw, czy próba pokazania własnego zdania w takich chwilach wywoływało lawinę oskarżeń, komentarzy, nie raz wyzwisk. Wolała tego uniknąć. W końcu wstała i postanowiła się położyć.
- Dobranoc – zwróciła się do siedzących w salonie mężczyzn.
- Dobranoc – odpowiedzieli chórem.
Wchodząc na schody czuła na sobie czyjś wzrok. Mogłaby uciąć sobie rękę, że to Maciek odprowadzał ją aż na sam szczyt schodów. Położyła się pod ciepłą kołdrą, próbowała zasnąć tulona świstem wiatru, skrzypieniem drewnianych belek i uderzaniem sosnowych gałęzi o dach chatki. Przekręcała się jednak z boku na bok. Po kilku bezskutecznych próbach zaśnięcia zdecydowała się zejść na dół i napić czegoś ciepłego. Na leginsy i koszulkę na ramiączkach narzuciła długi sweter, który kiedyś na drutach zrobiła jej babcia, a na stopy włożyła grube skarpety. Starając się nie robić hałasu zeszła po schodach i ze zdumieniem zauważyła, że w salonie pali się światło, najwidoczniej albo ktoś nie mógł spać, albo chłopaki zapomnieli je wyłączyć kiedy szli spać. Wstawiła wodę w czajniku, do kubka wrzuciła torebkę herbaty rooibos.
- Ty też nie możesz spać? – podskoczyła kiedy usłyszała za sobą głos Maćka
- Nie mogę zasnąć – przyznała - gałęzie zbyt głośno uderzają o dach. Napijesz się herbaty?
- Chętnie – stanął obok Magdy, ich ramiona zetknęły się ze sobą. Wyjął z szafki drugi kubek, wrzucił do niego torebkę z liśćmi i poczekał aż Magda napełni go wodą.
Usiedli przy stole. Magda objęła dłońmi gorące naczynie. Upiła łyk. Poczuła, jak gorący płyn rozchodzi się po jej wnętrzu. Maciek zrobił to samo. Przez chwilę siedzieli w ciszy co chwilę zerkając na siebie w zamyśleniu. Ze zdumieniem zauważyli, że to milczenie im nie ciąży. Raczej pozwala na uspokojenie rozbieganych myśli. Na stole leżało pudełko Scrabbli. Maciek spojrzał w jego kierunku i przysunął bliżej. Leżało teraz między nim, a Magdą. Uśmiechnął się, kiedy zobaczył błysk w jej oczach.
- Możemy zagrać. Ale musisz wiedzieć – wymierzyła w jego stronę rękę z podstawką na litery – jestem w tym naprawdę dobra
- O, to zupełnie tak jak ja – zaśmiał się Maciek losując litery – przekonajmy się zatem kto jest lepszy.
Na jednej rozgrywce się nie skończyło. Raz wygrała Magda, raz Maciek. Żadne nie chciało oddać wyższości drugiemu. Nie spieszyli się. Stary zegar stojący na kominku tykał cicho odmierzając kolejne minuty. Maciek spojrzał na Magdę. Wyglądało jakby całkiem się rozbudziła. Jednocześnie musiało jej się zrobić chłodno bo okryła się dokładniej swetrem. Ogień w kominku dogasał, kaloryfery grzały tylko na pół gwizdka. Mężczyzna dorzucił kilka polan aby wzniecić ogień potem rozejrzał się po kuchni, jego wzrok padł na stojącą na kuchennym blacie butelkę orzechowej nalewki. Z szafki wyjął dwa małe kieliszki i rozlał do nich resztkę trunku, która została z poprzedniego wieczora. Pustą butelkę odstawił do torby stojącej na podłodze. Jeden kieliszek podał Magdzie. Spojrzała nieufnie, ale chwyciła go w dwa palce, podniosła na znak toastu i upiła niewielki łyk. Poczuła jak po jej ciele rozchodzi się przyjemne ciepło. Nawet palenie w przełyku jej nie przeszkadzało.
- Dobra jesteś w te klocki – z uznaniem przyznał Maciek – może na ostatnią rundę ustalimy jedną kategorię, której będziemy się trzymać?
- Wchodzę w to. Jaka to kategoria?
Maciek udał, że się zastanawia.
- Medycyna? – zapytał z błyskiem w oku
- Niech ci będzie. Choć w tym raczej nie mam z tobą szans – z przekąsem odparła Magda
- Przekonajmy się zatem
Trzecia rozgrywka wyglądała jak pojedynek szachistów. Ruchy przeciągały się, zarówno Maciek jak Magda chcieli zdobyć jak największą ilość punktów. Chcąc zyskać na czasie sprawdzali poprawność ułożonego przez przeciwnika słowa w telefonicznym słowniku. Siedzieli z pochylonymi głowami nad planszą pokrytą plastikowymi kwadracikami. Układ słów jednak nie zmienił się od dłuższego czasu. Maciek był rozluźniony. Otworzył butelkę wina, które rozlał do, wyjętych ze zmywarki, kieliszków. Zapomniał o śnie i o tym, że na górze śpią znajomi. Wydawało mu się, że w tej małej, górskiej chatce jest tylko on i ta dopiero co poznana dziewczyna. Dawno nie czuł się tak swobodnie. Ponieważ rozgrywka nie posuwała się do przodu z kieliszkami przenieśli się na kanapę. Stopy w grubych, zimowych skarpetach Magda podwinęła pod siebie, długie włosy splotła w luźny warkocz. Maciek przyglądał jej się z zainteresowaniem. Wydawało mu się, że dziewczyna otoczyła się niewidzialnym murem. Być może zbudowała go po ostatnich przeżyciach. On też nie chciał dzielić się z nikim swoim życiem. Sącząc czerwone wino nie zauważyli, że rozmowa zeszła na bardziej osobiste tematy. Dzieliło ich niemal dziesięć lat, toteż opowieści były ciekawsze kiedy porównywali doświadczenia. Zaczęli wspominać swoje najlepsze wakacje, opowiadali o krajach, które chcieliby odwiedzić. Maciek z zachwytem opowiadał o wędrówkach po zielonych Bieszczadach i Roztoczu. Miał w tych rejonach ulubione miejsca, gdzie zawsze się zatrzymywał podczas samotnych wypraw. Magda wolała spędzać czas w promieniach słońca. Nie musiała mieć towarzystwa. Na urlopie, chcąc odpocząć od miejskiego zgiełku, wsiadała na rower i pokonywała kolejne kilometry podziwiając mijane krajobrazy. Zapisała się nawet do kobiecego klubu rowerowego i wraz z nowymi znajomymi kilka jesiennych dni spędziła na Malcie przemierzając wyspę wzdłuż i wszerz. Od zawsze lubiła tańczyć. Muzyka towarzyszyła jej od zawsze. Nie zważając na to, że jest noc, a na piętrze śpią przyjaciele, z aplikacji w telefonie wybrała jeden z zapisanych utworów, zredukowała głośność. Słuchając melodii w myślach przeniosła się na słoneczną Majorkę, gdzie spędziła ostatni urlop. Alkohol krążący w jej żyłach spowodował rozluźnienie i dziewczyna zaczęła bujać się w rytm latynoskich rytmów. W życiu z natury spokojnego Maćka muzyka też odgrywała ważną rolę. Zaskakując samego siebie wstał i wyciągnął rękę w stronę dziewczyny. Wypite wino dodatkowo go ośmieliło. Spojrzała na niego niepewnie. Na chwilę się spięła i chciała odmówić. Przypomniała sobie jednak, że Maciek widział ją rano sponiewieraną na kacu gigancie. Nie mogła się podczas tego wyjazdu już chyba bardziej skompromitować. Podała mu rękę, a kiedy zaczął prowadzić po podłodze, niemal od razu złapali wspólny rytm. Przetańczyli kilka piosenek z listy Magdy czerpiąc z tańca dużą radość. To, że znali się niewiele więcej niż dobę nie miało znaczenia. Oboje byli zaskoczeni jak naturalnie i bezbłędnie odczytują swoje kolejne ruchy. Nagle muzyka spowolniła. Z głośników telefonu rozległy się pierwsze takty piosenki Tu Dustina Richie’go. Magda potknęła się o rozłożony na podłodze dywan i na pewno by upadła gdyby Maciek jej nie przytrzymał. Ruch był na tyle gwałtowny, że dziewczyna oparła się na tors mężczyzny. Stali chwilę w milczeniu patrząc na siebie. Jedną ręką wciąż przytrzymując Magdę, kciukiem drugiej delikatnie przejechał po jej wargach. Ich oddechy stawały się cięższe, niewiele brakowało a usta spotkałyby się w pocałunku. Na to żadne z nich nie było gotowe. Zawstydzeni odskoczyli od siebie.
- Pójdę już – cicho powiedziała Magda – trzeba wcześnie wstać jeśli mamy ze wszystkimi jechać na narty. Dzięki za grę – uśmiechnęła się
- Dobranoc. Śpij dobrze – odpowiedział Maciek odprowadzając ją wzrokiem
On sam nie poszedł jeszcze spać. Dolał sobie wina do kieliszka. Pomyślał, że te kilka beztroskich chwil spędzonych z Magdą obudziły w nim dawno uśpione tęsknoty. W codzienności brakowało mu takich spotkań. Poza tym Magda była inteligentną i piękną dziewczyną. Może, po powrocie do miasta, udałoby się kontynuować znajomość?

 

matylda_glowacka : :