Rozdział 5
Komentarze: 0
Od jakiegoś czasu Maciek Zarzycki czuł się jak w pułapce. Oczywiście nie mógł pokazać na zewnątrz, że coś jest nie tak. Musiał być spokojny, opanowany, uśmiechać się i uspokajać zdenerwowanych pacjentów. Coraz częściej jednak czuł się zmęczony i przytłoczony codziennością. Wydawało mu się, jakby ktoś go zaprogramował tak, że ma działać według jednego rozkładu dnia. Różnicą były tylko godziny rozpoczęcia pracy w klinice.
Klinika to jego dziecko. Był dumny, że udało mu się spełnić marzenie. Kilka lat po studiach, wraz z Tomaszem, kolegą z roku, postanowili otworzyć gabinet stomatologiczny. Zaangażowaniem i profesjonalnym podejściem zyskali wiernych pacjentów gotowych przejechać pół miasta aby leczyć swoje zęby w TOMAdencie. Po kilku latach musieli zmienić lokalizację, potrzebowali więcej miejsca. Zwiększyli zakres usług, zatrudnili dodatkowych lekarzy specjalistów i obecnie mogli zaoferować pełen zakres usług od leczenia zachowawczego, przez chirurgię i ortodoncję, kończąc na protetyce. Maciej uwielbiał swoją pracę. Nie zawsze wiedział, że chce być stomatologiem. Kiedyś na samą myśl o wizycie u dentysty robiło mu się niedobrze. Z czasem jego nastawienie się zmieniło i poczuł, że to jest coś, co chce robić w życiu.
Jędrzej był na studiach dwa lata niżej, ale często przychodził podpatrywać przy pracy starszych kolegów i profesorów. Kilka wspólnych dyżurów, wyjść w większej grupie na piwo i połączyła ich mocna, męska, przyjaźń. Chociaż ostatecznie zaczęli pracę w różnych miejscach, kontakt pozostał, choćby tylko telefoniczny. Wiedzieli, że mogą na siebie liczyć o każdej porze i w każdej chwili. Dlatego kiedy pracująca w klinice Maćka, chirurg odeszła na urlop macierzyński i potrzebne było zastępstwo Maciej pomyślał o Jędrzeju. Ten, co prawda, miał pracę w szpitalu na oddziale chirurgii twarzo-czaszki, ale nie odmówił od razu. Wykorzystując okazję do spotkania umówili się na jednej w kawiarni w centrum miasta. Po przedstawieniu przez Maćka propozycji współpracy, omówieniu możliwości czasowych Jędrzeja, ustalenia wstępnego grafiku przeszli do prywatnych spraw.
- Słuchaj, Maćku – zaczął Jędrzej patrząc na przyjaciela – nie miałbyś ochoty wyjechać na kilka dni z miasta? Odpocząć? Wynajęliśmy z Bartkiem i kilkoma znajomymi domek w Przesiece na Sylwestra. Las, cisza, może uda się wyskoczyć na deskę. Wyglądasz na zmęczonego. Nie masz za dużo na głowie?
Maciek popatrzył na kolegę upijając łyk espresso. Zawsze zastanawiało go ile przyjaciel potrafi wyczytać z twarzy swojego rozmówcy. Zastanowił się co odpowiedzieć. Przyzwyczaił się, że musi sam dawać sobie radę i był dumny z tego, co udało mu się przez lata wypracować. Westchnął. Przeanalizował swoje możliwości, plany. Nie miał żadnych planów. Kolejny raz wieczór sylwestrowy rysował mu się jako spędzony na kanapie z książką i może szklaneczką whisky. Owszem, gdyby chciał, miałby towarzystwo. Na brak powodzenia nie mógł narzekać. Gdyby tylko kiwnął palcem znalazłaby się obok jakaś chętna do zaopiekowania się nim koleżanka. Ale Maciej nie szukał towarzystwa na chwilę. Był zdecydowanym długodystansowcem. Szkoda mu było czasu i energii na związki bez przyszłości, w których kobiecie chodzi tylko o to aby pochwalić się przed koleżankami znajomością z przystojnym lekarzem i stanem jego konta. Tak, Maciek miał powodzenie u kobiet. Wiedział o tym. Odkąd Beata odeszła kilka lat temu odcinając się zupełnie i zostawiając jedynie krótki list z niezrozumiałym dla niego wyjaśnieniem nie wszedł w żadną, głębszą relację. Nie miał czasu. Choć coraz częściej sam przed sobą przyznawał, że gdzieś się zatracił i chętnie zmieniłby otoczenie. Chociaż na kilka dni.
- Pomyślę. Dzięki za propozycję. Może to nie jest taki zły pomysł – odpowiedział w zamyśleniu.
- Super. Zastanów się i daj znać to dogadamy szczegóły. Możesz wziąć jakąś miłą koleżankę – mrugnął Jędrzej.
Maciek nie mógł się nie uśmiechnąć. Jędrzej nie pasował na swatkę. Był na to zbyt poważny. To Bartek, jego partner, ubolewał nad samotnymi przyjaciółmi czasem próbując czasem połączyć samotnego kolegę czy koleżankę.
- Dziękuję – roześmiał się Maciej – przyjadę sam.
Po powrocie do domu z podekscytowaniem zaczął myśleć o wyjeździe. Nowi ludzie, świeże powietrze, śnieg pod deską snowboardową. Dobrze mu to zrobi. Na kilka dni odetnie się od miejskiego pędu. Poszedł do piwnicy poszukać już mocno zakurzonej deski, butów i kasku z nastawieniem, że kolejnego dnia zawiezie dawno nieużywany sprzęt do serwisu.
Dodaj komentarz