Rozdział 1.
Komentarze: 0
Magda Lisicka wyszła z marketu budowlanego zaopatrzona w pędzle, taśmy malarskie i kilka opakowań folii zabezpieczającej podłogę przed zabrudzeniem farbą. Zapięła na głowie wściekle różowy kask, wsiadła na równie różowy rower i ruszyła w kierunku osiedla, na którym mieściło się jej, odziedziczone po babci, dwupokojowe mieszkanie. Była sobota i na parkingu centrum handlowego panował duży ruch. Kierowcy trąbiąc na siebie zajmowali miejsce postojowe chwilę wcześniej opuszczone przez inny samochód. Słońce mocno świeciło, mimo wczesnej pory zapowiadając kolejny upalny dzień, co dodatkowo osłabiało koncentrację. Magda jechała wolno wytyczonym ciągiem komunikacyjnym. Nagle usłyszała pisk opon i tuż przed nią zatrzymał się duży, granatowy suv. Hamulec w rowerze zdążyła nacisnąć w ostatniej chwili. Zauważyła, że kierowca auta jechał pod prąd. Serce jej waliło bo zdała sobie sprawę, że w starciu z potężnym samochodem nie miałaby dużych szans. Kilka razy machnęła kierowcy dłonią i postukała się palcem w czoło dając upust swoim emocjom i temu, co myśli o takich piratach drogowych jak on. Nie czekając na jego ripostę, kiedy tylko umożliwił jej przejazd ruszyła przed siebie.
Tego dnia Maciek Zarzycki był rozkojarzony. Zmęczenie dawało mu się we znaki. Pacjentów w jego klinice stomatologicznej przybywało. Uzgodnili ze wspólnikiem, że zatrudnią jeszcze jednego, a może i dwóch specjalistów. Nie chcieli jednak zatrudniać byle kogo. Nie mogli sobie na to pozwolić. Ich klinika cieszyła się dużą renomą i zanim kogoś przyjęli do pracy musieli mieć pewność, że nowy pracownik spełni wszystkie narzucone standardy. Rzadko przyjeżdżał do centrum handlowego w tej części miasta. Postanowił szybko zrobić zakupy i wrócić jak najszybciej do domu aby w cieniu tarasowej markizy schronić się przed upałem. Krążąc po parkingu w poszukiwaniu miejsca zupełnie nie zauważył dziewczyny na różowym rowerze. Dobrze, że nie jechał szybko. W ostatniej chwili wcisnął do oporu pedał hamulca. Ona była szybsza i już wcześniej zaczęła hamować. Kiedy przez przednią szybę rękoma dawała mu znać co myśli o jego jeździe zauważył, że kask na jej głowie jest równie wściekle różowy co rower. Mimo stresującej sytuacji pomyślał, że to musi być pozytywnie zakręcona osoba, która nie boi się wyróżniać z tłumu. Zanim zdążył pomyśleć, że może wypadałoby zapytać czy nic się jej nie stało rowerzystka odjechała nie zaszczycając go nawet jednym spojrzeniem. Od tamtej pory co jakiś czas wracał do tego centrum handlowego w nadziei, że może ją spotka. Różowy rower go zafascynował, bardzo chciał poznać jego właścicielkę.
Wchodząc do mieszkania Magda wróciła na chwilę myślami do tego, co spowodowało, że się tu znalazła.
Kilka tygodni wcześniej leżała w ciemności odwrócona plecami do śpiącego mężczyzny tak, aby nie widział co się z nią dzieje. Połykała łzy, a jej ciałem od czasu do czasu wstrząsał dreszcz. Zawinęła się w kołdrę jak w kokon chcąc odgrodzić się od świata. Jej chłopak chrapał głośno, pogrążony w głębokim śnie. Po kilku wspólnych latach Magda wiedziała, że zachowanie Dominika jest wynikiem wypitego wieczorem alkoholu. Nie powinna się już temu dziwić. To nie był pierwszy raz kiedy Dominik powiedział jej wiele przykrych słów. Tym razem jednak tych słów było za dużo. Tym razem coś w niej pękło. Magda czuła się tak, jakby Dominik raz za razem, z każdym wypowiadanym słowem wymierzał jej policzek. Przygryzła wargę i przez ramię spojrzała na śpiącego obok mężczyznę. Na policzkach znowu poczuła ciepłe łzy.
Nie zapalając światła wzięła do ręki telefon i wystukała esemesa do przyjaciółki. Wiedziała, że na Kamilę zawsze może liczyć. Miała pewność, że Kama w każdej sytuacji stanie po jej stronie. Pomoże okiełznać natłok myśli i znaleźć najlepsze wyjście nawet z najbardziej beznadziejnej sytuacji. W tej chwili wyjście było tylko jedno. Musiała odejść od Dominika. Takie myśli krążyły jej po głowie od jakiegoś czasu. Dotąd jednak nie miała w sobie na tyle odwagi aby zrobić ten ostateczny krok. Nie umiała nazwać tego, czego się bała i co ją powstrzymywało. Teraz jednak wiedziała już na pewno, że nie chce dłużej tkwić w związku, w którym mężczyzna nie okazuje jej szacunku, obraża ją i zachowuje się tak, jakby czekał na moment aby wytknąć jej niewiedzę, potknięcie albo niedopatrzenie. Nie czuła, żeby Dominik ją wspierał. Wręcz przeciwnie. Odnosiła wrażenie, że staje przeciwko niej, nie dając jej dojść do słowa, wyrażając swoje zdanie w bardzo nieprzyjemny sposób.
Magda czuła się tym już bardzo zmęczona. Nie miała siły dłużej zastanawiać się w jakim humorze Dominik wróci do domu. Nie chciała już czuć jak jej mięśnie napinają się na dźwięk klucza w zamku. Wiele razy zwracała chłopakowi uwagę, że nie życzy sobie takiego traktowania, że nie zasługuje na to. Nigdy nie usłyszała przeprosin. W zamian za to ciągle dawał jej do zrozumienia, że to jej wina, że go sprowokowała swoimi słowami czy zachowaniem. Tak też było tamtego dnia. Najpierw wypił butelkę wina, potem nazwał ją partaczem. Przebudził się na chwilę i niezadowolony, że zsunęła się z niego kołdra stwierdził, że czego się nie dotknie to partaczy. Tego było za dużo, szala goryczy się przelała. Nauczona doświadczeniem wiedziała, że rano Dominik nie będzie pamiętał swoich słów i będzie zachowywał się tak, jakby nic się nie wydarzyło. Mimo to zaplanowała swoje odejście. Było jej wszystko jedno jak on zareaguje. Musiała myśleć w tej chwili o sobie. To jej ma być dobrze, a od jakiegoś czasu czuła się jak w pułapce.
Następnego dnia nie pojechała do przychodni, gdzie kilka razy w tygodniu przyjmowała pacjentów. Przedpołudnie wykorzystała na spakowanie książek i ubrań do pudeł. Na szczęście nie miała wielu rzeczy. „wszystko to, co mam, wszystko to, co mam to ta nadzieja, że życie mnie poskleja. Dziś odchodzę sam, dziś odchodzę sam. Już nie zawrócę to wszystko dziś porzucę…” nuciła znany przebój wkładając zgromadzone przez kilka lat przedmioty do kartonów. Wczesnym popołudniem przyjechała Kamila z mężem. Zanieśli rzeczy do samochodu. Magda wróciła do mieszkania po kotkę Delicję, usiadła na sofie przy otwartym kontenerze do przewozu zwierzaka, czekała na powrót Dominika. Nie denerwowała się. Pewności dodawała jej obecność przyjaciół czekających na parkingu pod blokiem. Przeszła przez dwa pokoje i kuchnię w których spędziła ostatnie pięć lat. Usiadła na sofie w salonie, nie liczyła, ile czasu tak siedziała. W końcu usłyszała znajome kroki, a zaraz potem zgrzyt otwieranych drzwi. Drgnęła, poczuła jak na gardle zaciska się niewidzialny sznur. Przez milisekundę zawahała się czy postępuje słusznie. Może powinni porozmawiać, może dałoby się jeszcze wszystko wyjaśnić i poukładać. Dominik wszedł z uśmiechem, jakby wczoraj nic się nie wydarzyło. Magda nie była zdziwiona. Mężczyzna nie pamiętał nic z poprzedniego wieczora. Wystarczyło jedno spojrzenie i Magda już wiedziała, że żadne rozmowy nie pomogą. W jednej chwili otrzeźwiała. Poczuła uderzenie pewności, że postępuje właściwie. Nagle oczy Dominika zatrzymały się na siedzącej Magdzie i stojącym przy jej nogach, otwartym, kontenerze Delicji.
- Wyjeżdżasz? - zapytał zdziwiony
- Tak – odpowiedziała cicho
- Nic nie mówiłaś. Dokąd jedziesz?
- Na razie do mamy.
Popatrzył zdziwiony nic nie rozumiejąc.
- Dominik – zaczęła Magda spokojnie – ja się wyprowadzam. Nie dam rady tak dłużej. Musimy się rozstać. Jestem zmęczona.
- To znaczy z czym nie dasz rady? – Magda nie wiedziała czy mężczyzna udaje, czy naprawdę nie rozumie tego, co się dzieje
- Nie dam rady dłużej być z tobą bez szacunku z twojej strony. Nie chcę żyć w ciągłym napięciu i oczekiwaniu na cios. Nie pierwszy raz mnie obraziłeś, a teraz nic nie pamiętasz.
- I dlatego jedziesz do swojej matki? Przecież ty z nią nie rozmawiasz, nie macie ze sobą kontaktu. Nie masz gdzie pójść.
A więc znowu próbował ją przekonać, że bez niego nie da sobie rady. Magda wzięła kolejny, głęboki oddech, zebrała się w sobie i powtórzyła to, co powiedziała wcześniej.
- Teraz pojadę do mamy. Za kilka dni, jak trochę oboje ochłoniemy, spotkamy się i porozmawiamy. Zabieram Delicję.
Dominik nic nie powiedział. Zaskoczyła go stanowczość Magdy. Milczał. W swoim przekonaniu, był pewien, że Magda wróci równie szybko, co się wyprowadziła. Kiedy drzwi zamknęły się za Magdą podszedł do lodówki, wyjął puszkę piwa. Otworzył ją z cichym sykiem, pociągnął spory łyk. Usiadł na sofie, włączył telewizor. Był już w swoim świecie.
W tym czasie Magda z pomocą przyjaciół wniosła rzeczy do niewielkiego, dwupokojowego, mieszkania swojej matki. Kiedyś, przez krótki czas, dzieliły je razem. Ojca nie pamiętała. Odszedł, kiedy Magda była małą dziewczynką. Nigdy nie próbował nawiązać kontaktu z córką.
Adrianna Lisicka, matka Magdy, szanowana pani profesor ornitologii, podróżowała często w poszukiwaniu coraz to nowych gatunków ptaków. Nigdy się z nikim nie związała. Magdę wychowywała babcia i ciotka. Magda rozejrzała się po mieszkaniu. Otworzyła kontener, wypuszczając Delicję.
- Co teraz zrobisz? - usłyszała pytanie Kamili
- Na razie zostanę tutaj. Jutro zadzwonię do lokatorów i wypowiem im umowę wynajmu mieszkania po babci.
Patryk, mąż Kamili, pojechał do domu, a ona została z Magdą. Usiadły z kubkami gorącej herbaty przy stole w niewielkiej kuchni. Magda zapatrzyła się w okno. Na zewnątrz czerwcowe słońce chyliło się ku zachodowi. Było jasno, przez szyby wpadało gorące, letnie powietrze. Westchnęła. Kamila nachyliła się, pogładziła rękę przyjaciółki.
- Dobrze zrobiłaś. Zobaczysz, że teraz odżyjesz. Wiesz, że możesz zatrzymać się u nas tak długo jak chcesz?
- Wiem. Dziękuję. - uśmiechnęła się słabo. Do Magdy zaczęły docierać wydarzenia tego dnia. Adrenalina opadała. Delicja wskoczyła na kolana swojej pani i zaczęła cicho mruczeć. Magda uśmiechnęła się lekko, zaczęła głaskać puszyste futerko perskiej kotki. Popatrzyła z wdzięcznością na przyjaciółkę.
- Połóż się teraz – powiedziała Kamila wychodząc – postaraj się zasnąć. Jutro zadzwonię i będziemy myśleć co dalej.
Tak, jak Magda się spodziewała, jej matka aktualnie przebywała na drugim końcu świata próbując wytropić kolejny, mało znany gatunek jakiegoś egzotycznego ptaka. Nie interesowało ją, może nawet nie odnotowała podczas telefonicznej rozmowy z córką, że ta aktualnie mieszka w jej mieszkaniu. Magda miała tylko nadzieję, że do powrotu matki, uda jej się znaleźć jakieś mieszkanie. Nie wyobrażała sobie, że miałyby obie egzystować na tak małej powierzchni.
Magda, po rozstaniu z Dominikiem wprowadziła się do mieszkania na jednym z blokowisk. Dwa pokoje z kuchnią i łazienką odziedziczyła po babci. Ponieważ mieszkała z chłopakiem w jego mieszkaniu swoje wynajęła. Zadzwoniła do lokatorów z informacją, że będą musieli rozwiązać umowę najmu. Szczęśliwie dla wszystkich młode małżeństwo poinformowało ją, że niedługo wyjeżdżają do pracy w Norwegii. Dzięki temu Magda mogła zająć swoje mieszkanie już po miesiącu. Musiała je jedynie odświeżyć. Zamierzała zmienić kolor ścian i do tego potrzebowała niezbędnych akcesoriów. Stąd jej wizyta w markecie budowlanym. Z pomocą ruszyli jej najbliżsi przyjaciele. Bartek z Jędrzejem i Patrykiem malowali ściany i sufity, a ona i Kamila wycierały kurze, myły szafki i kafelki.
Wspólnie uwinęli się w ciągu weekendu. Zanim wyszli Magda obiecała, że jak już się urządzi i rozpakuje zaprosi ich na świętowanie nowego etapu w życiu.
Maciek już więcej nie spotkał tajemniczej rowerzystki. Wkrótce, pochłonięty codziennością, zapomniał o wydarzeniach z parkingu centrum handlowego.
Dodaj komentarz