lip 31 2023

Rozdział 14


Komentarze: 0

Ostatecznie udało się zamienić pokój z małżeńskim łóżkiem na taki, z dwoma pojedynczymi łóżkami. Hotel miał w tym czasie pełne obłożenie i nie było szansy na dwa osobne pokoje. Umówili się, że z miasta wyjadą około trzynastej. Po dwóch godzinach jazdy mieli być za miejscu. Po zameldowaniu się w hotelu i rozpakowaniu planowali udać się na stok i wykorzystać dobrą pogodę na nocną jazdę na nartach i snowboardzie.
Pokój był przestronny. Zaraz przy drzwiach wejściowych znajdowały się, prowadzące do łazienki, drzwi z mlecznego szkła. Pomieszczenie nie było duże, ale urządzone bardzo nowocześnie. W przestrzeni dziennej pod jedną ze ścian ustawiono długie biurko, przy nim dwa krzesła. Nad jasnym blatem wisiał telewizor, a w jednej z niskich szafek ukryto lodówkę. Okna pokoju zajmowały całą ścianę i sięgały od podłogi do sufitu. Na wprost telewizora ustawiono niewielką, rozkładaną sofę. Część sypialna znajdowała się na antresoli, na którą prowadziły drewniane schody. Tutaj ustawiono dwa łóżka oddzielone od siebie nocnymi szafkami. Pościel była biała, przykryta kolorowymi narzutami, a całość zachęcała do odpoczynku.
Po rozpakowaniu rzeczy Magda stanęła przed oknem i zapatrzyła się w dal. Okna wychodziły na oświetlony stok. W zapadającym mroku widać było sylwetki narciarzy, snowboardzistów i rząd wagoników wolno sunących pod górę. Magda przygryzła dolną wargę.
- Pamiętasz sylwestrowy wyjazd? - usłyszała przy uchu głos Maćka – teraz będzie tak samo. Zajmę się sprzętem, a ty zajmiesz nam miejsca przy drzwiach kolejki. Wtedy się udało, teraz też się uda. Spokojnie – lekko uścisnął jej ramiona.
- Dziękuję – odruchowo cmoknęła Maćka w policzek
Maciek wykorzystał chwilę przyciągnął Magdę do siebie, zatopił nos w jej włosach. Zaciągnął się ich waniliowym aromatem, poczuł lawendową woń jej skóry. Odkąd się poznali, zapach szamponu Magdy otulał go niczym ciepły koc. Miękkie pukle dziewczyny połaskotały go w nos. Odsunął ją od siebie na długość ramion, popatrzył w oczy. W spojrzeniu Magdy zobaczył blask, jakiego dotąd nie widział. To mu powiedziało, że idzie właściwą drogą. Powoli, do celu. Tym celem było zdobycie jej serca. Jego serce ona miała w chwili, kiedy w grudniu pierwszy raz wsiadła do jego samochodu. Po pierwszym spotkaniu i wieczorze spędzonym w klubie Labirynt zawładnęła nim całkowicie. Zakochał się. Teraz umiał nazwać to, co czuje. Jak jeszcze nigdy wcześniej był zakochany w Magdzie. Chciał, aby podczas tego wyjazdu wystarczyło mu odwagi żeby jej to wyznać.
Mimo mrozu, jazda w piątkowy wieczór miała wielu amatorów. Magda i Maciek stanęli w kolejce do kasy. Potem, z karnetami przypiętymi do kurtek, wolno przesuwali się w kierunku wagoników. Maciek zauważył, że Magda jest dość spokojna i nie panikuje. Stara się nawet żartować mimo że na pewno, w środku jest zdenerwowana. Usiedli w kabinie. Tak, jak poprzednio zajęli miejsca naprzeciwko siebie przy drzwiach. Z tą różnicą, że teraz Maciek zsunął się trochę ze swojego miejsca, nachylił się i trzymał dłonie Magdy w swoich masując je delikatnie. W oczach dziewczyny znowu dostrzegł ten sam blask, który zobaczył w hotelu. Pięli się już ostro pod górę, kiedy wagonikiem szarpnęło i zatrzymał się w miejscu poruszany jedynie podmuchami wiatru. Dookoła było ciemno, światła latarni oświetlających trasę pod nimi nie docierały do kabiny. Magda zamknęła oczy, głowę oparła o tylną ścianę kabiny, zaczęła głośniej oddychać. Maciek zsunął się jeszcze bardziej ręce położył na kolanach dziewczyny. Zaczął mówić do niej cicho, starając się ją uspokoić. Nie wiedział co mówi, musiał pleść jakieś głupoty bo w pewnym momencie Magda otworzyła oczy, swoje ręce położyła na jego dłoniach wciąż spoczywających na jej kolanach. Nachyliła się w stronę swojego towarzysza.
- Zastanawiam się które z nas jest psychologiem – mrugnęła do niego – swoich pacjentów też tak uspokajasz?
Jadący z nimi narciarze spojrzeli z zaciekawieniem. Na twarzy Maćka pojawił się szeroki uśmiech.
- Kończyłem kurs relaksacji. Przydaje się w różnych sytuacjach – mrugnął okiem - zresztą, miałaś okazję się przekonać jak to u nas wygląda.
Sześć głów odwróciło się w ich kierunku.
- No tak. Masz rację. Nie było najgorzej. Ten pan – wskazała na Maćka – jest stomatologiem – wyjaśniła patrząc na współtowarzyszy podróży – sami rozumiecie.
Po kabinie przeszedł pomruk.
- Stary, szacunek – odezwał jeden z mężczyzn – niewdzięczne zajęcie, unikam, ale szanuję waszą pracę.
Maciek roześmiał się szczerze. Nie pierwszy raz nowo poznane osoby reagowały tak na wieść o tym, czym się zajmuje. Po kilku kolejnych minutach wagonik drgnął i wolno potoczył się w górę. Trasa zjazdowa była dość długa. Nie spieszyli się. Zjeżdżali wolno, pilnując się nawzajem w ciemności. Do chwili zamknięcia tras udało im się zjechać jeszcze trzy razy. Z trasy zeszli od razu do hotelu. W przechowalni zostawili sprzęt i wjechali na swoje piętro. Zdecydowali się na szybki prysznic, zmianę ubrań i kolację w hotelowej restauracji.
Po przejrzeniu karty Magda zdecydowała się na sałatę z grillowanym kurczakiem i serem. Do tego grzane wino. Maciek wybrał polecanego przez szefa kuchni, burgera i kufel piwa. Czekając na zamówienie omawiali plany na kolejny dzień. Ponieważ wieczorem czekała ich zabawa na parkiecie zdecydowali się nie iść na narty. W świetle restauracyjnych lamp, rzucających przyćmione, światło coraz śmielej patrzyli na siebie. Maciek poczuł się na tyle pewnie, że zamknął dłoń Magdy w swojej i delikatnie ją gładził. Drugą dłoń Magda położyła na wolnej ręce Maćka. Miał duże dłonie. Dawały poczucie bezpieczeństwa. Spojrzała na jego rękę. Rękawy zimowego swetra miał lekko podwinięte, spod materiału wystawał fragment rysunku.
- Twoje tatuaże – zaczęła – mają dla ciebie jakieś znaczenie czy to po prostu taka fantazja
- Ten tutaj – to medyczny symbol stomatologów – podwinął jeszcze trochę rękaw i wskazał na obraz przedstawiający dwa węże wijące się dookoła laski zwieńczonej okrągłą główką spod której wyrastały dwa skrzydła. Ten był pierwszy. Potem dodałem jeszcze te wijące się dookoła pędy.
- A ten? - Magda wskazała kolejny, tym razem kolorowy malunek
- To mój znak zodiaku. Lew.
- Ładny. Planujesz jeszcze jakieś nowe?
- Na razie nie. Czekam na wyjątkową okazję. - mrugnął okiem. - Ty nie myślałaś żeby zrobić sobie tatuaż?
- Nie, boję się bólu. Przeraża mnie to, że na własne życzenie miałabym pozwolić na wbicie igły w ciało. Brrrr – wzdrygnęła się – Zresztą widziałeś mnie u siebie na fotelu.
- Fakt - Maciek roześmiał się – ale wszystko da się przeżyć. To kwestia pozytywnego nastawienia.
Kelnerka przyniosła zamówienie. Głodni i zmęczeni z ulgą przystąpili do jedzenia. Magda podjadała frytki z talerza Maćka, on udawał że tego nie widzi i przyglądał się dziewczynie z tajemniczym uśmiechem. Potem on podebrał Magdzie kilka kawałków kurczaka i spróbował regionalnego, grillowanego sera. Posileni zamówili dodatkowe napoje. Magda tym razem skusiła się na grzane piwo z aromatycznymi przyprawami, Maciej pozostał przy zimnym, rzemieślniczym, warzonym na miejscu.
- Może deser? - zagadnął przeglądając kolejny raz kartę dań. Zdążył już zauważyć, że Magda ma słabość do słodyczy. Zwłaszcza czekolady.
- Nie wiem czy jeszcze coś zmieszczę. Chyba, że weźmiemy coś na pół – zaproponowała Magda z błyskiem w oku
- Ekstra pomysł. To na co masz ochotę? Czekolada czy owoce?
- Zdecydowanie czekolada – rozmarzyła się
- W takim razie proponuję duży puchar lodów z bakaliami, polewą czekoladową i dwie łyżeczki – mrugnął z szelmowskim uśmiechem do dziewczyny – co myślisz?
- Brzmi pysznie.
Po kolacji poszli do kameralnego lobby baru na lampkę wina, a potem skusiła ich muzyka dobiegająca z hotelowego klubu nocnego. Mimo zmęczenia Magda pociągnęła Maćka za rękę i zeszli potańczyć. Nie musiała go namawiać, z ochotą zbiegł za nią po wąskich schodach do hotelowych podziemi. Przy okazji wykorzystał okazję aby chwycić ją za rękę. Odkąd pamiętał lubił tańczyć. W szkole podstawowej chodził nawet na kurs tańca towarzyskiego. Ta praktyka przydała mu się na dyskotekach i potańcówkach. Nie przeszkadzało mu, że jego koledzy stoją podpierając ściany. Dla niego impreza była okazją do dobrej zabawy. Taniec sprawiał mu radość ku radości szkolnych koleżanek i nieraz nieumiejętnie skrywanej zazdrości kolegów. Musiał przyznać, że jak dotąd jedyną osobą, z którą nie złapał wspólnego rytmu była Beata. Ona nie lubiła wychodzić do klubów z muzyką, a on widząc jej nastawienie też specjalnie na to nie nalegał. Z Magdą od początku było inaczej. Od razu złapali wspólny rytm, Magda idealnie do niego dopasowała. Lubił czuć jak niższa o głowę poddaje się jego prowadzeniu, z niewymuszonym uśmiechem patrzy mu w oczy, kiedy bez skrępowania niemal wtapia się w niego podczas wolniejszych utworów. Dawno nie czuł takiego odprężenia jak podczas tańca z nią. Było po północy kiedy wrócili do pokoju. Magda przebrała się w piżamę i od razu wskoczyła pod kołdrę. Ziewnęła. Maciek też się położył. Spojrzał w stronę śpiącej dziewczyny.
- Dobranoc.
- Dobranoc – usłyszał cichą odpowiedź.
W przeciwieństwie do Magdy, długo nie mógł zasnąć. Zastanawiał się jak powiedzieć jej to, co miał do powiedzenia. Jakich użyć słów żeby jej nie przestraszyć. Nic odpowiedniego nie przychodziło mu do głowy. W końcu postanowił zdać się na ślepy los. Co ma być to będzie.

matylda_glowacka : :
Do tej pory nie pojawił się jeszcze żaden komentarz. Ale Ty możesz to zmienić ;)

Dodaj komentarz